środa, 28 listopada 2012

Rozdział 14 ''Margaret''


*niecały miesiąc później*
~Matt~
Ona jest taka ładna, zabawna, inteligentna, szczupła i…
-Ładna- powiedziałem nagle na głos.
-Co? Kto? Stary… Chyba nie mówisz poważnie, co? Chcesz żebyśmy znowu się pobili jak na początku naszej znajomości?- Harry patrzył na mnie poważnym, ale i rozkojarzonym wzrokiem.
-Ale…
-Nie! Nie możesz- loczek nie dał mi skończyć.
-Ale o co ci chodzi?! Nie można już się zakochać? Chyba mam prawo…- znowu nie skończyłem. Hazza zrobił już się lekko różowy.
-Nie masz prawa! Ile razy ona ma ci to powtarzać? I nie wiem czy wiesz, ale jest zajęta- Harry wstał zdenerwowany.
Od pół godziny siedzę z Harrym w barze i pijemy już drugie kremowe piwo. Było zimno i padał śnieg. Wszystkie drogi, samochody, dachy były otulone białą, pierzastą kołdrą. Jest koniec listopada.
-Co? Ona? Przecież… przez kogo?- zmarszczyłem brwi nie rozumiejąc do końca Harolda.
-Hello, przed tobą stoi Harry Styles, członek zespołu One Direction, który chodzi z Alex Brooks. Dziwne, że prawie cały świat o tym wie, a, jakby się zdawało, jej jeden z najlepszych przyjaciół udaje, że nie- popatrzył na mnie z politowaniem. Powoli ogarniając co do mnie mówi, wybuchnąłem niepohamowanym śmiechem wylewając trochę piwa na własne spodnie. Mimo to, nadal się śmiałem. Chłopak zmarszczył brwi i usiadł z powrotem patrząc na mnie niezrozumiale. Czekał, aż się uspokoję.
-A… A… - znowu złapałem się za brzuch i odstawiłem kubeł. Jeszcze trochę i nie będę miał co pić- Alex? (hahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahaha) –uspokoiłem się i popatrzyłem na Harry’ego z kpiącym uśmiechem- Alex? Wiesz, po jej przemowie, która utknęła we mnie na dobre, nie robię i nie będę robić sobie nadziei. Widzisz, na świecie są inne ładne i fajne dziewczyny. Na przykład taka … Margaret. O tak – uśmiechnąłem się do siebie, a widząc spojrzenie loczka dodałem- nie znasz.
-Serio się zakochałeś? Brawo- odetchnął Harry i upił łyk piwa- Z klasy? Ze szkoły?
-Nie… chyba. Kibic z mojego meczu- westchnąłem i również się napiłem.
-To jak ty ją poznałeś?- spytał.
-Mmm… po meczu. Potrąciłem ją rowerem- zmarszczyłem brwi ale po chwili zaśmiałem się. Sama sytuacja była do kitu i niefajna, ale jak się opisuje swoje pierwsze spotkanie w taki sposób… zabawne. Chyba się upiłem, odwala mi. Ale czuję się trzeźwo.
-Twoja historia jest… ekscytująca, ale moja była lepsza- stwierdził cmokając po wypiciu piwa. Nagle poczułem wibracje na udzie. Sięgnąłem ręką do lewej kieszeni spodni i wyciągnąłem mojego iPhone'a. Na wyświetlaczu pojawiło się ‘’my bff Alex :*:*:*:*:*’’ i zdjęcie roześmianej blondynki. ‘’No tak’’ pomyślałem. Sama wpisywała mi się do kontaktów. Mimowolnie się uśmiechnąłem i przyłożyłem słuchawkę do ucha.
-Halo? Hej Matt!- usłyszałem głos przyjaciółki.
-No siema. Co tam?- spytałem.
-Masz czas w sobotę? Bo za tydzień mikołajki, a ja chciałam coś kupić Harremu, a wiesz, ty jesteś facetem to ty się na tym bardziej znasz…
-Wybacz, ale w sobotę jestem już zajęty- powiedziałem szczerze.
-Aha… Masz trening, tak?- po głosie poznałem, że jest rozczarowana.
-Emm, nie… Mam randkę…- przyznałem przed Alex speszony. Harry bezgłośnie zapytał ‘’Z Margaret?’’, na co potrząsnąłem głową.
-Naprawdę? Z kim?- dziewczyna jakby się ożywiła.
-Wiesz, jak się spotkamy to ci powiem… Teraz jestem trochę zajęty- tym razem skłamałem. Nie miałem siły na wyjaśnienia. Bolała mnie głowa.
-Aha… do dobra. A co do mikołajek to… pójdę z Niallem albo Louisem… Ale spoko. Na razie!- Alex się rozłączyła.
-Pa- powiedziałem, mimo, że już nie słyszała.
-Czego chciała?- spytał Harry.
-Prosiła, żebym poszedł Ci kupić prezent na Mikołajki… I tak namówię ją na niedzielę- wyszczerzyłem się- więc co chcesz?
-Kubek- zaśmiał się- Powiedz, że kubek. Nie chcę, żeby dużo na mnie wydawała… O, poczekaj, ktoś do mnie dzwoni- rozległ się dzwonek komórki Harolda.
-Halo? Hej kotek. W sobotę? Dobrze, będę. Jasne, możesz na mnie liczyć… To przyjadę po ciebie. Aha, okay. No to do zobaczenia. Kocham Cię, trzymaj się. Pa- zakończył krótką rozmowę i uśmiechnął się do mnie- Co chcesz na mikołajki? – obaj zanieśliśmy się śmiechem.
~Harry~
-No to czego się teraz uczymy?- spytał Niall siadając obok Alex na kanapie z gitarą.
-Bitu. Chcę się nauczyć nowego bitu- odpowiedziała stanowczo dziewczyna.
-Bitu? Przecież już znasz chyba z cztery!- stwierdził zaskoczony Nialler.
-Ale jeśli chcę karierę gitarzystki to z czterema bitami nie przeżyję- zaśmiała się.
-No ale… dobra. No to… wyobraź sobie konia- zaczął, ale przerwałem mu prychnięciem.
-Coś cię śmieszy?- spytał mnie oburzony blondyn.
-Tak. A konkretnie ‘’koń’’. Tak… Wyobraź sobie konia- znowu się zaśmiałem. Niall przez jakieś pięć sekund próbował być poważny, ale po chwili na jego twarzy pojawiły się rumieńce i uśmiech.
-Dobra, nie przeszkadzaj!- krzyknął po czym zwrócił się znowu do Alex- wyobraź sobie…kopyta konia. Jak biegnie to jego kopyta wydają taką serie uderzeń i… o tak- zademonstrował uderzając palcami o blat stolika- Albo wyobraź sobie, że idziesz do jakiejś knajpy i zamawiasz zwykłą kanapkę, taką którą zrobiłabyś w minutę, może półtorej, ale pieprzony personel który liczy z dwadzieścia osób ma problem z pokrojeniem sera i robi ci tą kanapkę całą wieczność…
-A ten znowu zaczyna- wtrącił Louis który dopiero wszedł do salonu.
-I ty czekasz przy stoliku i niecierpliwie walisz tymi palcami w stół! A kiedy facet przynosi ci kanapkę, ty ją jesz, ale jest obrzydliwa, bo za grubo pokroili ser, a on karze ci zapłacić pięć funtów! Rozumiesz? Za jedną, późną i niedobrą kanapkę musisz dać pięć funtów. To się w głowie nie mieści. Ten koleś powinien wygalopować z tej pracy jak koń! Właśnie tak- Niall pokazał bit galopującego człowieka na gitarze trochę brutalnie- Z tej historii wywnioskowałem, że można ufać tylko Nandos’. Weź to sobie do serca!- skończył.
-O tak?- upewniła się Alex próbując zagrać bit na swojej gitarze.
-Tak! Jesteś wielka.
-Nie Niall, to ty jesteś super nauczycielem. Twoje nauki tak dobrze wszystko tłumaczą i mają w sobie taką głębię…- westchnął Louis po czym oboje razem z Alex się roześmialiśmy.
-Ja po prostu dużo przeszedłem i wiem co to znaczy życie. Wy nigdy nie zrozumiecie…- zażartował Niall.
-Nocujesz dzisiaj u nas?- wtrąciłem patrząc w oczy mojej dziewczyny
-Jeśli mogę… To chętnie- uśmiechnęła się do mnie promiennie. Gdybym teraz stał prawdopodobnie leżałbym porażony na podłodze.
-Pewnie że możesz- odezwał się Louis- Moje łóżko jest do połowy wolne- poruszył zabawnie brwiami w stronę Alex, na co ja rzuciłem go mocno poduszką w twarz.
-Dobra, taki mały żarcik- Boo Bear uśmiechnął się niewinnie.

* * *

- Gadałem dziś z Mattem - odparłem wchodząc do swojego pokoju zaraz za dziewczyną i zamykając za sobą drzwi. Chciałem mieć chwilę prywatności, bo towarzystwo tych wariatów zaczynało mnie powoli męczyć, a poza tym nie widziałem się z moim kochaniem już z kilka godzin i bardzo, ale to bardzo się stęskniłem. Wyglądała bardziej atrakcyjnie niż zazwyczaj. Jej cudowne nogi okrywały czarne legginsy, a górna część ciała odziana była w wełniany, bordowy sweter sięgający spokojnie do połowy ud. Do tego włosy... Ah, złota fala bujnych loków opadała swobodnie na jej drobne ramiona, a kiedy tylko dziewczyna przeszła obok mnie, do moich nozdrzy dotarła hipnotyzująca woń waniliowych perfum. Nikt nigdy tak na mnie nie działał. Alex była pierwszą istotą, do której czułem tak silny pociąg. Tak zamotała mi w głowie, że nie było nocy, w której bym o niej nie myślał. I w tej chwili nie mogłem się oprzeć, by nie dotknąć jej ciepłych warg.
- Z Mattem? Doprawdy? - zaśmiała się pod nosem, przytulona do mojego torsu.
Już kilka razy wspominała jak bardzo jest szczęśliwa, że znaleźliśmy wspólny język. Ja sam byłem w ogromnym szoku, bo nie zapowiadało się na jakiekolwiek dobre zakończenie, a tu proszę jaka niespodzianka. Pan obrażalski zaprasza mnie na piwo!
- Wiesz, że Matt już zna... - zacząłem, jednak zaraz szybko ugryzłem się w język. Lepiej, żeby chłopak sam pochwalił się przed Alex swoją nową "koleżanką".
- No co? No co? No powiedz - potrząsnęła mną, a ja stałem zmieszany wlepiając wzrok w ścianę. Oblizałem wargi wzruszając ramionami obojętnie.
- Zna... zna... zna... znalazł już sobie rzecz, którą chce na Mikołajki - palnąłem w końcu i westchnąłem ciężko. Harry ty debilu... Miałem ochotę samemu sobie strzelić w twarz i zrobiłbym to gdyby nie Alex patrząca na mnie wścibskim wzrokiem.
- Powiedziałeś mu? Harry... - jęknęła odsuwając się ode mnie i siadając naburmuszona na łóżku. - Chciałam mu zrobić niespodziankę. A ty ją zepsułeś.
- Przepraszam aniołku - wymamrotałem siadając obok niej i całując ją przelotnie w policzek. Ta usiadła kilka centymetrów dalej ode mnie, wciąż z miną obrażonej, małej dziewczynki, której ktoś zabrał lizaka. Żeby zrobić jej na przekór, szybko powtórzyłem tą samą czynność, siadając bliżej niej i obejmując ją mocno w talii.
- Harry! Jestem na ciebie zła, przestań - odparła powstrzymując uśmiech.
- Już nie jesteś - stwierdziłem rozbawiony nie mogąc się od niej oderwać - Nie umiesz się na mnie długo gniewać - dodałem zsuwając delikatnie sweter z jej ramienia i muskając czule jej obojczyk.
- Jesteś niemożliwy - roześmiała się wesoło
- Kocham cię - szepnąłem kładąc głowę w tym samym miejscu, które przed chwilą całowałem.
Palce naszych dłoni splotły się ze sobą, a my niczym dwie figury woskowe zastygliśmy na chwilę. Na krótką chwilę, która dla nas była cudowną wiecznością.


WItajcie! :D Na początek bardzooo, ale to bardzo chciałyśmy przeprosić za to, że czekaliście na ten rozdział ... 2 miesiące? Sama nawet nie wiem, ale wiecie... W tym roku zaczęłyśmy gimbazjum, nowe przedmioty, więcej obowiązków, treningi i brak weny, bo ja z Manią nie chodzimy już razem do szkoły i nie mamy codziennego kontaktu :c Podczas naszego kryzysu twórczego pomogła nam @Meloudly, więc to jej chciałyśmy zadedykować ten rozdział. Mam nadzieję, że jej się spodoba, tak samo jak i wam :) Obiecujemy, że nowy rozdział pojawi się szybciej niż ten, ale to nie znaczy że za tydzień! : D BARDZO PROSIMY O KOMENTARZE ! <3 TO ONE NAS MOBILIZUJĄ 

Przypominamy o naszym drugim blogu gdzie bohaterami są Demi, 1D, Justin z Seleną i Joe Jonas :D zachęcamy do czytania i komentowania our-nemi-story.blogspot.com/

środa, 3 października 2012

Rozdział 13 "Wybaczysz mi?"


Stado myśli przeczołgało się przez moją głowę niczym tsunami, tworząc jeden wielki chaos, ale zaraz szybko zebrałam je jakoś w sensowną całość. Piwne oczy chłopaka patrzyły na mnie wyczekująco, jednocześnie przeszywając mnie na wskroś. Ich kolor znacznie się zmienił, stały się bardziej szare, smutne, nijakie. Nie fascynowały mnie tak jak kiedyś.
-Wysłuchaj mnie, proszę i nie przerywaj, dobra? - odparłam powoli. Na skinienie chłopaka, wzięłam głęboki wdech, spuszczając pokornie wzrok i zamarłam w głębokim zastanowieniu.
- Nikt nie powiedział, że życie jest łatwe. Każdy potrzebuje osoby, która będzie dla niej pewną podporą, która wesprze w trudnych chwilach, poprawi humor, przytuli gdy jest zimno... która po prostu będzie. Taką osobą dla mnie jest przede wszystkim Harry, ale gdyby nie te wszystkie sceny twojego autorstwa, byłbyś nią także i ty. Zrozum, nigdy nie będziemy razem. Nigdy! Zawsze patrzyłam na ciebie jak na najlepszego przyjaciela i nie wiem, chyba w którymś momencie źle mnie zrozumiałeś. Myślałam, że skoro jestem ci bliska to powinieneś cieszyć się z mojego szczęścia. Dlaczego musisz być tak samolubny? Do czego tak uparcie dążysz, bo ja nie wiem? Nie pędź tak, zatrzymaj się na chwilę i otrzeźwiej. Masz prawie 19 lat na karku, przed tobą collage, później praca, dom i wiążąca się z nimi odpowiedzialność! To nie są czasy podstawówki, gdzie 'dziewczynę' mogłeś mieć na pstryknięcie palcem. To prawdziwe życie i czasami musisz się z nim liczyć tym bardziej jeżeli nie daje ci tego, czego chcesz. Są jakieś granice, których nie można przekraczać. - powaga moich słów widocznie dotarła głęboko do najskrytszych zakątków mózgu chłopaka i zakleszczyła się mocno, powodując malutkie kryształki w oczach.
- Gdyby nie to, że wtedy w szkole zachowałeś się jak skończony cham, wytłumaczyłabym ci to wszystko nieco delikatniej, ale sam się o to prosiłeś - Moja podświadomość kazała mi wycofać się i zejść z ganku. Nie okazywałam po sobie żadnych oznak żalu i z uniesioną głową ruszyłam w stronę domu, zaciskając walecznie dłonie w piąstki.
- David! - wrzasnęłam, na co 10-latek niczym sprinter wystartował z domu Matta i zjawił się u mojego boku ze speszoną miną. Tak byłam zajęta swoim wywodem, że zupełnie zapomniałam o jego obecności, na szczęście w porę przypomniał mi o nim Harold. Jego ręka powoli objęła moje biodro, przyciągając mnie do siebie bliżej.
- Dobrze mu powiedziałaś, może w końcu coś do niego dotrze
Ton jego głosu brzmiał teraz czule i ciepło, a zarazem nieco szarmancko i totalnie seksownie. Nie spowodował jednak poprawy humoru.
- Tak, tylko chyba powiedziałam za dużo. Ja nie chcę go stracić na zawsze, chcę by przemyślał tylko swoje dotychczasowe zachowanie. To właśnie dzięki Mattowi przeprowadzka nie okazała się wcale taka straszna. Wiele dla mnie znaczy. – głupio było mi przyznawać się do czegoś takiego Harremu, ale po jego mimice twarzy domyśliłam się, że – na szczęście - dobrze mnie zrozumiał.
- Nie chcę cię do niczego zmuszać, ale dobrze będzie jeżeli pójdziesz na ten mecz i spokojnie sobie to wszystko wyjaśnicie w cztery oczy, jeszcze raz. Chcę byś znów tryskała tą swoją pozytywną energią, chcę widzieć cię na powrót wesołą... Tęsknie za twoim szczerym uśmiechem. – przystanęliśmy na moment, by loczek mógł swobodnie ująć moją twarz w dłonie i złożyć na moich ustach delikatny pocałunek.
- Ugh, błee...
Energicznie odwróciliśmy głowy w stronę źródła dziwnych dźwięków i jak się okazało ich autorem był nikt inny jak David, wyraźnie obrzydzony naszym widokiem.
- O ty kanalio – parsknął rozbawiony Harry, goniąc za wzdłuż rabatek sąsiadów, aż w końcu przewiesił sobie małego przez ramię i z triumfalnym uśmiechem ruszył dziarsko w stronę domu. Nie pozostało mi nic innego jak podążyć na nimi,. Słowa Harrego jak echo krążyły po mojej głowie, dając sporo do myślenia.



Kilka dni później

Weszłam do piwnicy i od razu rzuciłam się na pudło z oznaczeniem ‘’pamiątki’’. W sumie sama nie wiem czemu akurat tam ją schowałam. Miała dopiero dwa miesiące. Po chwili zastanowienia otworzyłam zakurzone pudło i zaczęłam wyciągać wszystko po kolei. Parę zdjęć z przyjaciółkami z Polski… Jak ja za nimi tęsknie… Dobra, dalej. Mundurek z polskiej szkoły, zdjęcie klasowe, jakieś duperele, zeszyty i… Jest! Fioletowa koszulka z logo klubu piłkarskiego Matta. Każdy kto szedł to tej budy dostawał tą koszulkę, bo tylko w nich uczniowie mogli dostać się na mecze i tylko w nich dopingować zawodników. Oczywiście Ludzie dorośli albo z innych szkół nie musieli ich zakładać, tym bardziej, że pewnie ich nie mieli, ale ja miałam i mimo wszystko postanowiłam ją założyć na te mistrzostwa. T-shirt był cały wygnieciony i trochę śmierdział, więc gdy tylko wróciłam do domu od razu poszłam do łazienki i wrzuciłam koszulkę do pralki, bo właśnie coś się prało. Mecz rozpoczynał się o czwartej po południu, a była dopiero pierwsza po południu, jeszcze 3 godziny do meczu.

* * *

Wracając po krótkim spotkaniu z Harrym zahaczyłam o supermarket. Pokupowałam jakieś jedzenie na mecz od którego rosną mi cztery litery i trochę zdrowsze rzeczy na obiad i kolacje i wróciłam do domu. Poszłam do kuchni i odstawiłam zakupy. Mama z Davidem siedzieli na kanapie w salonie i oglądali jakiś TVshow.
-Mamo, wysuszyłaś i wyprasowałaś mi tą bluzkę?- spytałam stając przed nią jednocześnie zasłaniając jej ekran telewizora.
-Tak. Leży na prasownicy… Odejdź, bo zasłaniasz! Teraz ten koleś powie kto jest ojcem Pablito!- powiedziała podekscytowana, a ja zeszłam jej z drogi i udałam się, do pokoju mamy, w którym znajdowała się koszulka. Gdy tylko ją zobaczyłam, przetarłam oczy, bo chyba miałam jakieś zwidy! Moja koszulka zrobiła się jak jakieś galaxy! Fioletowy, różowy, biały…
-MAMOO! CO TY ZROBIŁAŚ Z MOJĄ KOSZULKĄ?!- wrzasnęłam wparowując z powrotem do salonu trzymając kolorową koszulkę w dłoniach.
-Co ja? Coś z nią nie tak?- zmarszczyła brwi przyglądając się jej- Jest przecież bardzo ładna…
-Tak! Może i ładna, ale ona była fioletowa! Nie było tych innych kolorów! To był t-shirt na mistrzostwa Matta!- krzyknęłam zrozpaczona.
-O ile pamiętam to ja tej koszulki nie dawałam do prania! Tam prały się rzeczy jasne, a że ty moja droga wpakowałaś sama tam tą bluzkę, to się zafarbowała!- wyjaśniła.
-Ale jak… Boże. Nie mam teraz innej bluzki… Za pół godziny mistrzostwa, a inne są wygniecione…- westchnęłam
-Spokojnie- odezwał się David- ważne, że jest napis! Po za tym sama mówiłaś, ze chcesz sobie kupić jakąś bluzkę galaxy… to masz!- uśmiechnął się tymi swoimi szczerbatymi zębami- Po za tym będziesz się wyróżniać i będziesz wyjątkowa!
-Brat ma racje. Po za tym ta bluzka teraz idealnie pasuje ci do tych białych spodni. Jedź na te mistrzostwa, bo się spóźnisz!- ponagliła mnie mamusia.
-Ja idę z tobą!- krzyknął David.
-Dobra.
~ Matt ~

Za piętnaście minut zaczynał się mecz, a ja zamiast się do niego przygotowywać sterczałem przed wejściem na trybuny. Alex pewnie nie przyjdzie. Po co miałaby dotrzymywać obietnicy? Ona mnie już nienawidzi...
-Maaatt!- słysząc swoje imię podniosłem głowę i spojrzałem na biegnące w moją stronę dziecko.
-Siema młody!- uśmiechnąłem się i od razu wyciągnąłem jedną rękę do przodu, żeby zrobić z Davidem nasze ośmiu sekundowe przywitanie polegające na skomplikowanej ‘’akrobacji’’ dłoni. Gdy tylko przywitałem się z małolatem wyprostowałem się i zwróciłem w stronę Alexandry, która stała obok i przyglądała się chwilowemu zjawisku z delikatnym uśmiechem.
-Hej Alex- uśmiechnąłem się trochę zdenerwowany.
-Cześć- odpowiedziała i lekko się uśmiechnęła.
-Ja chciałem…- zaczęłam się jąkać- Masz. To znaczy proszę- wymamrotałem i dałem jej bilet z zarezerwowanym miejscem na trybunach.
-Pierwszy rząd? Dzięki Matt- jej kąciki ust jeszcze bardziej się poszerzyły, ale niewiele.
-Widzę, że…- dopiero teraz zauważyłem jej koszulkę- Co ty tak właściwie zrobiłaś z tym t-shirtem?- zmarszczyłem rozbawiony brwi.
-Ah… Tak ją sobie przerobiłam…- wymamrotała lekko zaczerwieniona patrząc w dół na koszulkę. Po chwili jednak parsknęła śmiechem.
-Fajnie, że przyszłaś- powiedziałem szczerze, po tym jak szybko się uspokoiła.
-Tak?... Za siedem minut zaczyna się mecz! Co ty tu jeszcze robisz?!- nagle jakby się zorientowała.
-Tak, wiem, ale… Chciałem Cię jeszcze przeprosić i dać to- powiedziałem i dałem jej bukiet tulipanów, który trzymałem w dłoni od pół godziny.
-Dobra, dziękuję, a teraz idź, bo nie zdążysz!- powiedziała biorąc ode mnie kwiaty trochę zdenerwowana.
-No okej, ale wybaczysz mi?- spytałem trochę głośnej, bo chyba jeszcze do niej nie dotarło, że ją przepraszam.
-Matt!- krzyknęła- Potem będzie, że to przeze mnie!
-ALE NAJPIERW POWIEDZ CZY MI WYBACZASZ- złapałem ją za ramiona i spojrzałem wyczekująco w oczy.
-Ach… Matt… No chyba… tak…- wymamrotała cicho na co ja z ulgą uśmiechnąłem się tak szeroko, że już chyba bardziej nie mogłem. Przytuliłem ją mocno odrywając jej stopy od ziemi.
-To przyjaciele?- spytałem z bananem na twarzy wciąż ją przytulając zresztą z odwzajemnieniem.
-Jasne- szepnęła. Gdy na nią spojrzałem okazało się, że płakała- nawet nie wiesz jak bardzo mi tego brakowało- szepnęła wzruszona, na co delikatnie się uśmiechnąłem.
-Mi też.

Wybaczcie, że musieliście tak długo czekać. Pierwszy rok w gimnazjum, musimy jakoś przyzwyczaić się, że nie będę już tak łatwo. Rozdział jest taki, jaki jest, szału nie ma, ale zrozumcie nas :D
Chciałyśmy też dodać, że od tej pory informować będziemy tylko te osoby, które skomentowały najnowszy wpis. Nie chce nam się cofać do poprzednich, trzeba jakoś posprzątać ten bałagan :) Także jeżeli czytasz i chcesz więcej to pozostaw nam nazwę swojego Twittera, numer gadu albo dodaj do obserwowanych... Co tam chcesz, byleby był jakiś kontakt :D 
To tyle. Mamy nadzieję, że mimo wszystko rozdział się podoba :) xx

Mania & Ola

wtorek, 28 sierpnia 2012

Rozdział 12 "Porwanie?"




-To jak. Idziemy?- spytał od razu na przywitanie uradowany Louis. Jak zwykle założył na siebie bluzkę w paski, ale tym razem w pomarańczowe, czyli te na imprezy i inne ‘’uroczystości’’. Powinnam się przyzwyczaić, ale do tej pory mnie to rozśmieszało.
-Nie- odezwał się Harry- musimy zostać i pilnować Davida- dokończył
-Co?
-Co?
-Co?
-Ej, miało być żarcie…- powiedzieli wszyscy razem, a ostanie Niall jak każdy się domyśla. Mówię NIE. Nikt nie ma prawa zepsuć mi tego wypadu. Miałam zamiar obejrzeć ten pokaz i nadal mam zamiar!
-Idziemy. Harry, ubieraj się- rzuciłam i sama chwyciłam po płaszcz i chustę. Nagle pojawił się David i jakby nigdy nic zaczął ubierać buty szczęśliwy od ucha do ucha.
-A gdzie ty się wybierasz?- popatrzyłam na niego karcącym wzrokiem.
-Na pokaz!- wrzasnął i uśmiechnął się do mnie szeroko.
-Co?! Chyba śnisz! Nigdzie nie idziesz. Ściągaj te buty- rozkazałam.
-Ale Aleeeex! To nie sprawiedliwe! Czemu?! Ja tez chcę iść- oświadczył krzyżując ręce na klatce piersiowej.
-Bo ten pokaz będzie trwał z jakieś 3 godziny, a ty powinieneś spać. Wiesz która jest godzina?
-Ta, dwudziesta. I co z tego? Zawsze zasypiam po północy, a mamy nie ma w domu- prychnął patrząc na mnie.
-Ale ja jestem i nie pozwalam Ci iść, bo nie możesz i nie chcę żebyś szedł. Rozumiesz?- spytałam trochę zdenerwowana kucając obok niego.
-Doskonale!- krzyknął mi w twarz przy okazji opluwając ją, rzucił buty i pobiegł do swojego pokoju, a ja się wyprostowałam, wytarłam twarz miękkim materiałem zawiniętym dookoła mojej szyi i odwróciłam w stronę chłopaków.
-Na pewno? Przecież możemy porobić coś…- zaczął Zayn, ale stanowczo mu przerwałam.
-Nie. Idziemy, koniec kropka.
***
-Jak w komedii romantycznej- zaśmiałam się robiąc zdjęcie Niallowi na tle ‘’roziskrzonego’’ fajerwerkami nieba z hot-dogiem i piwem w ręku. Blondyn roześmiał się po czym wpakował ostatni kęs Fast-fooda do swojej paszczy i zabrał mi aparat przyglądając się swojej fotografii.
-Dobra, dobra. Lepiej ty się ustaw z Harrym i wam zrobimy ‘’photo romantique’’ (czyt. Foto homantik) powiedział Louis po francusku co dało słodki efekt.
-Widzę, że często wykazujesz się swoją znajomością francuskiego. Niezły jesteś!- uśmiechnęłam się do niego.
-‘’Honte pour les gens qui Ne savent pas! Une si belle langue… ‘’(czyt. Unt pol leż ąkil łiw ta sła. Bin si belong & tzn. ‘’Hańba ludziom którzy go nie znają! Taki piękny język…’’)- wymamrotał coś czego nie zrozumiałam.
-Co ty powiedziałeś?- zmarszczyłam brwi i zaśmiałam się na co Louis wyszczerzył się.
-A nic. Nieważne. DOBRA, USTAWIAJCIE MI SIĘ TU DO ZDJĘCIA!- krzyknął. Nagle Harold pojawił się przy mnie i poczułam na swoim biodrze jego dłoń. Uśmiechnęłam się szczerze do kamery, ale Harry zdążył szybko obrócić mnie w swoją stronę i obdarzyć czułym, delikatnym i ciepłym pocałunkiem, który oczywiście odwzajemniłam zanim Niall nacisnął spust migawki. Słyszałam nie zdając sobie nawet z tego sprawy jakieś głosy mówiące ‘’ooo, jakie cudne zdjęcie!’’, ale skupiałam się teraz na mojej chwili z Harrym, który nagle ją przerwał.
-‘’Kocham Cię’’- szepnął po polsku (z trochę śmiesznym i niedopracowanym akcentem) patrząc mi prosto w oczy na co wzruszona uniosłam delikatnie kąciki ust do góry nie spuszczając z niego wzroku.
-Widzę, że też uczymy się języków- również szepnęłam, ponieważ doskonale się słyszeliśmy. Mimo przerwanego pocałunku nasze twarze nie oddaliły się. Cmoknęłam go jeszcze szybko w usta.
-Okay… Musimy się już zbierać- powiedziałam zwracając się do wszystkich jednocześnie wtulając się w mojego słodkiego anglika, który owinął mnie ramionami.
-A możemy u Ciebie zostać na noc?- zwrócił się do mnie Zayn.
-Jasne- uśmiechnęłam się życzliwie po czym wszyscy zgodni ruszyliśmy w stronę mojego domu.

– Szybciej, bo muszę siku!  –  Horanem miotało jak szatan 
–  Mówiłam jakie będą konsekwencje – odparłam przekręcając kluczyk w drzwiach swojego domu 
–  Jeszcze jedno piwo, a mielibyśmy istny zraszacz – zauważył sprytnie Louis, na co pozostała trójka wybuchła śmiechem. Sam zainteresowany pognał w poszukiwaniu toalety, zapewne mając gdzieś te złośliwe uwagi. 

–  Sprawdzę co tam u Davida. Może jak nie śpi to zejdzie obejrzeć z nami film – ruszyłam powoli po schodach, ale przystanęłam w połowie bo moje plecy musnął czyiś oddech. Jak się później okazało był to Harry, który koniecznie chciał mi dotrzymać kroku. 
Otworzyłam powoli obklejone przeróżnymi postaciami z komiksów drzwi i zrobiłam mały krok naprzód, zapalając światło. Ku mojemu zdziwieniu zastałam puste, nie pościelone łóżko otoczone pierdołami. Klocki lego, samochodziki, figurki superbohaterów i tym podobne doszczętnie przysłoniły dywan, ale gdzie jest ten mały gówniarz? Ominęłam zgrabnie zabawki i spojrzałam pod łóżko – nie ma. Szafa , szuflady, odstępy między meblami i firanki także nie zdradzały obecności chłopca w tym pokoju. 
–  David!  –  krzyknęłam, ale odpowiedziała mi wyłącznie cisza. Krzyknęłam ponownie. Ten sam efekt. 
Przeszukajcie parter, a ja sprawdzę jeszcze u siebie i w sypialni u mamy – powiedziałam nie mogąc dłużej znieść rozbrzmiewającego w mojej głowie echa po ''I co teraz?'' Harrego. Przecież dom był zamknięty. Kradzież, porwanie nie wchodziło w grę. W sumie dlaczego ja zawsze muszę widzieć czarny scenariusz? Dom jest mały, zaraz na pewno usłyszę, że David bawi się swoim autem na pilota w letniej kuchni... 
–  Nie ma go. 
–  Co proszę? Chyba się przesłyszałam. 
–  Jak to nie ma?  –  wbiłam zdumiony wzrok w Harrego – Musi gdzieś być. Szukaliście dokładnie? David! David przestań i wyjdź gdziekolwiek jesteś! Ta durna zabawa wcale nasz nie śmieszy – wydzierałam się na cały dom jak jakaś wariatka. Zaraz na pewno jakiś sąsiad w papciach i szlafroku przyjdzie z pretensjami, że zakłócam ciszę nocną. Ale to stan wyjątkowy. Zaginął mi brat do cholery! 
–  Zróbmy tak. Louis i Liam objadą całe osiedle, a my we trójkę przejdziemy się po sąsiadach. On lubi łazić po ludziach. Pewnie był zły, że zostawiłam go w domu i wyszedł. Dodatkowe klucze zawsze wiszą obok drzwi wejściowych, więc pewnie je zakosił i wyszedł. Bez paniki – wzięłam głęboki wdech po czym ruszyłam do wyjścia. 
–  Pamiętam nawet jak raz się pokłóciliśmy i był tak zły, że aby odreagować zabrał wszystkie swoje gry na xboxa i poleciał do...  –  zamurowało mnie, ale w oczach błysnęły iskierki. Jestem geniuszem. 
–  Do...?  –  spytali chłopcy chórem, jednak zamiast odpowiedzi, doczekali się dźwięku zamykanych drzwi. 
–  Alex, dokąd idziesz? Ej, ej, ej, bo zmarzniesz! – do moich uszu dobiegł głos Harrego. Niedługo potem poczułam ciepło jego kurtki, która teraz spoczywała mi na ramionach. Fakt faktem była jesien i 15 stopni Celsjusza na dworze, ale byłam tak zdeterminowana, że nie myślałam o założeniu czegoś jeszcze na bluzkę z krótkim rękawkiem. Loczek postanowił pójść za mną, tym samym zostawiając mój dom na pastwę czworga dużych dzieci. Mam nadzieję, że zastanę go w takim samym stanie, w jakim go zostawiłam. 
–  Czemu stoimy pod tym domem? - chłopak zmarszczył brwi, przenosząc swój zdezorientowany wzrok na mnie 
–  To dom Matta. David często do niego przychodzi, grają razem w gry i takie tam... 
–  Tego Matta? Tego gościa, który nazwał mnie pedałem? I od tego też dostałem w nos na naszej pierwszej randce? - na jego pytania, a szczególnie drugie nieco się zmieszałam, ale przytaknęłam skinieniem głowy. 
–  Nie chcesz wchodzić to nie musisz. W sumie ja nie wiem czy on mnie w ogóle wpuści... 
Mocny uścisk dłoni Harolda nieco dodał mi otuchy, jednak serce wciąż miało ochotę wyskoczyć z klatki piersiowej. Zrobiłam to. Zadzwoniłam do drzwi. Usłyszałam ciche szuranie kapci o linoleum, zamek w drzwiach się przekręcił i ujrzałam rozczochranego Matta w spodniach od dresu. Dziwnie widząc go po tak długiej przerwie. Wydawało mi się, że wcześniej był mniej umięśniony... 
–  Kto to? – z rozmyśleń wyrwał mnie głos brata 
–  David, chodź tu natychmiast. Zaraz mama przyjdzie i żadne z nas nie chce mieć szlabanu, zgadza się? - mój ton był chyba za bardzo surowy, ale tego już za wiele. Byłam zmęczona, a jeszcze musiałam ganiać za młodszym bratem po okolicy i to o 23. 
–  Może tu zostać ile tylko chce. Może tu nawet spać – odezwał się szybko Matt 
–  Nie jesteś jego opiekunem i to nie tobie wymknął się z domu, więc przymknij jadaczkę i bez zbędnych sprzeczek oddaj mi brata – warknęłam przez zaciśnięte zęby. Chłopak przez chwilę się wahał, już miał wycofywać do salonu, ale coś kazało mu przystanąć. 
–  Jak mi coś obiecasz – odparł krótko. 
Co proszę? Będziemy teraz bawić się w jakieś durne obiecanki cacanki? Błagam. Nie mamy już po 10 lat i obydwoje dobrze wiemy, że era obietnic dawno minęła. Wszystko co było między nami dawno minęło. Ałć. 
Nie wiedzieć jednak czemu, pozwoliłam mu dalej mówić. 
–  Obiecasz mi, że... pójdziesz na Mistrzostwa. Usiądziesz na trybunach. Będziesz z szerokim uśmiechem dodawać mi odwagi. Będzie tak jak jeszcze kilka miesięcy temu. I pójdziesz tam bez niego – wskazał podbródkiem na Harrego z miną jakby patrzył właśnie na jakiegoś obdartusa. Jego oczy wyrażały zbyt dużo. Widać, że był zazdrosny i to uczucie niemalże wypalało mu powieki. Dlaczego taki był? Dlaczego nie może pogodzić się z faktem, że nigdy nie będę miała go za kogoś więcej niż przyjaciela? Dlaczego z każdą sekundą traciłam do niego jeszcze więcej zaufania? Naprawdę nie chciałam kończyć naszej znajomości, ale przy takim nastawieniu do mojej nowej miłości, Matt nie ma na co liczyć. Nawet na zwykłą znajomość. Czemu to musi być tak cholernie trudne? Chłopak mógłby okazać mi trochę zrozumienia i nie stawiać mnie w sytuacji: On albo Ja, bo nie chcę go bardziej dołować. Chyba, że w moim dawnym przyjacielu obudził się wcześniej niespotykany duch masochisty. Tak bardzo zależy mu na poznaniu prawdy? Mam powiedzieć mu wszystko co myślę? Okej. 

~ . ~


Cześć, z tej strony Mania. :) W końcu udało nam się napisać ten wyczekiwany 12 rozdział (HURRA!!) Mamy nadzieję, że się spodoba, a wszystkie opinie i zażalenia prosimy wypisywać w komentarzach :D
Rok szkolny nadchodzi wielkimi krokami, ale my dzielnie będziemy pisać bloga dalej. Nic nas nie złamie, nawet masa zajęć! Przypuszczam, że uda nam się wystukać te góra 2 rozdziały w miesiącu :)
Mała ciekawostka, a mianowicie rozdział 11 pisałam SAMA, bez Oli, która kazała mi się wam do tego przyznać, bo czuje się niezręcznie czytając te wszystkie pozytywne komentarze, które kierowaliście do niej. Spoko Olu, nie jestem jakaś przefazowana, żeby wtryniać ci się z rozdziałem-niespodzianką, kiedy ty wcześniej poinformowałaś, że bloga będziesz pisać sama, a potem mieć pretensje, że wszyscy chwalą tylko ciebie XD <3

Tak na koniec, jeżeli chętnie czytacie nasze wypociny to zapraszamy również na naszego najnowszego bloga http://our-nemi-story.blogspot.com/p/wstep-bohaterowie.html Jak na razie możecie przywitać się tylko ze wstępem i bohaterami, ale nie martwcie się - pierwszy rozdział już w przygotowaniach :D

Do następnego rozdziału! :*

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Rozdział 11 "To było tak niesamowicie nierealne..."

    - Ekhem.
    Co się stało? Co zrobiłam? Gdzie jestem? Przez chwilę miałam wrażenie, że śnię, ale do realnego świata przywrócił mnie Louis przyglądający się nam z wyczekującą miną.
    - Robicie przeciąg – wymamrotał pakując do buzi garść popcornu. Zacisnęłam nerwowo wargi, przyglądając się Harremu, który przez chwilę miał minę jakby zobaczył ducha, ale później zaczął przedrzeźniać Boo Bear' a robiąc głupie miny.
    - Dobranoc – zaśmiałam się cicho, a w tym samym momencie jego silne ramiona zamknęły mnie w szczelnym uścisku.
    - Dobranoc – wyszeptał całując mnie w czoło.
    Po powrocie do domu pobiegłam jak burza do swojego pokoju, zamykając się w nim na klucz i położyłam się na łóżku wybierając numer do Matta. Na szczęście w porę doszło do mnie co właśnie mam zamiar zrobić i szybko odłożyłam komórkę na biurko.
    - Alex, nie teraz. Myśl o tym, że jesteś najszczęśliwszą dziewczyną na Ziemi! - powiedziałam do siebie wciskając twarz w poduszkę. Moja głupawka miała miejsce dobre pół godziny, a ogólne podekscytowanie nie dawało mi zasnąć. Gdyby nie to, że było po 23, na pewno skakałabym teraz z radości po łóżku, piszcząc przy tym tak głośno, że usłyszeliby mnie dwie przecznice dalej.

    Rano obudził mnie przepyszny zapach sobotnich naleśników Mamy, który u każdego powodował nagły ślinotok. Uwielbiałam nasze rodzinne tradycje. To właśnie one sprawiały, że jesteśmy ze sobą tak blisko i możemy na sobie polegać w każdej sytuacji. Narzuciłam na siebie szlafrok i podreptałam na dół
    - Kochanie, jesteś chora? - pierwsze słowa Mamy po zobaczeniu mnie w kuchni – Jesteś taka blada... i masz sińce pod oczami...
    - Po prostu nie mogłam zasnąć – na mojej twarzy zawitał delikatny uśmiech. Usiadłam do stołu, gdzie czekała na mnie moja porcja śniadania i wzięłam kęs naleśnika do ust.
    - No właśnie... coś późno wróciłaś. Gdzie byłaś? - no i zaczyna się
    - U Harrego i reszty – odparłam jakby nigdy nic
    - Raczyłabyś chociaż odebrać telefon. Martwiłam się o ciebie. To był pierwszy i ostatni raz, dobra? - na jej słowa przytaknęłam posłusznie głową, a swój wzrok skierowałam na Davida.
    - Co się tak gapisz? - słysząc jego słowa uniosłam obydwie brwi ku górze
    - Po to mam oczy? - wystawiłam mu język. W tej samej chwili oberwałam łyżką z dżemem prosto w twarz.
    -Oj, uciekaj jeśli ci życie miłe – powiedziałam wstając energicznie z miejsca i goniąc tę szczerbatą pomyłkę genetyczną
    - Alex! Przestań dusić brata! - usłyszałam krzyk Mamy
    - Ale mu się to podoba, nie słyszysz? - chłopak rechotał jak po gazie rozweselającym. Dopiero po jakiś kilku sekundach zaczął błagać żebym go wypuściła. Nigdy nie trafi mi się drugi tak szurnięty brat.
    Około godziny 13 zadzwonił dzwonek do drzwi. Po otworzeniu ich, przywitał mnie Harry i od razu objął mnie w talii, unosząc delikatnie do góry.
    - Witaj księżniczko – powiedziawszy to, złożył na moich ustach delikatny pocałunek, a mój cały świat w jednej sekundzie wywrócił się do góry nogami. - Mam nadzieję, że nie masz żadnych planów na dziś? Pomyślałem, że wpadnę i porwę cię na shake'a – spojrzał mi głęboko w oczy, a ja pokiwałam oszołomiona głową.
    - To tak czy nie? - uśmiechnął się niepewnie
    - Tak tak, jak najbardziej mam czas, możemy iść. Mamo, wychodzę! - krzyknęłam zakładając buty.
    Będąc w Milkshake City, Harry polecił mi smak toffi, więc taki też wybrałam. Już miałam wyjmować z kieszeni drobne, ale on kazał mi je z powrotem schować i zapłacił za nas dwoje. Cóż za dżentelmen.
    Później spacerowaliśmy ścieżkami w parku. Nie zorientowałam się nawet, że od kilku dobrych minut trzymamy się za ręce. Moje ciało przeszył przyjemny prąd. Ten chłopak z burzą loków na głowie, chyba nawet nie wie jak na mnie działa.
    - Od momentu, kiedy pierwszy raz cię zobaczyłem, wydawałaś się być wyjątkowa. Później to uczucie się nasiliło. Myślałem o tobie 24 godziny na dobę. O twoim zniewalającym uśmiechu, twoich cudownych oczach. Wyróżniasz się, jesteś zupełnie inna od reszty dziewczyn i to mi się w Tobie podoba. Zastanawiałem się nad tym od dłuższego czasu i może... może spróbowalibyśmy zostać dla siebie kimś więcej niż tylko przyjaciółmi? - przystanęliśmy na chwilę, a nasze spojrzenia zetknęły się ze sobą. Jego słowa totalnie mnie zatkały tym bardziej, że równie dobrze ja o nim mogłabym powiedzieć to samo.
    -Nie mam nic przeciwko – na mojej twarzy zawitał delikatny uśmiech. Chłopakowi wyraźnie ulżyło. Uśmiechnął się szeroko, chwycił mój podbródek i nasze usta ponownie dziś złączyły się w pocałunku, jednak bardziej czułym. Teraz oboje byliśmy pewni co do swoich uczuć i nie wstydziliśmy się ich okazywać. To było tak niesamowicie nierealne, piękne i pragnęłam by trwało wiecznie.

* * *

    - Przepraszam, mogę wam na chwilę przeszkodzić? - zza drzwi mojego pokoju wychyliło się przepraszające spojrzenie Mamy. Zeszłam z kolan siedzącemu przy moim laptopie Harremu i usiadłam obok
    - Jasne, co się stało? - uśmiechnęłam się szeroko czując jak Styles kładzie dłoń na moim udzie.
    -Bo dziś wychodzę z Williamem do restauracji i mogłabyś zostać na wieczór z Davidem w domu? Chyba nie masz nic w planach? - zapytała.
    - Nie mogłaś powiadomić mnie wcześniej? Za godzinę przychodzą chłopaki i idziemy na pokaz fajerwerków... Nie możesz zadzwonić po niańkę? Albo panią Jones z domu obok? Mamo... - wyjąkałam. Tak bardzo chciałam zobaczyć ten pokaz...
    -Kochanie wybacz, że tak wyszło. Na pewno jeszcze będzie wiele takich imprez. Nie obchodzi Cię szczęście Matki? Chcesz, żebym do końca życia została sama? - zrobiła minę zbitego psiaka, a ja wywróciłam teatralnie oczami
    - Zachowujesz się jak zakochana nastolatka, która za wszelką cenę chce wyjść z domu... - odparłam rozbawiona
    -Bo tak jest! No, dobra może nie jestem nastolatką, ale to chyba ważne żeby czuć się młodo, prawda? To jak? 10 funtów brzmi przekonująco?
    - Mamo! - pokręciłam z dezaprobatą głową – 50 - odparłam stanowczo, ale w odpowiedzi przywitałam się z kpiącym spojrzeniem rodzicielki
    - 25 i ani więcej.
    - Stoi – przytaknęłam i wzięłam od Mamy należną sumę pieniędzy.
    - Kocham Cię – pocałowała mnie w policzek i wyszła z pokoju.
    Harold stłumił w sobie śmiech.
    - Cicho siedź – dałam mu sójkę w bok – Kryzys wieku średniego to jakaś masakra, szczególnie jak przeżywa go kobieta po rozwodzie – przyznałam
    - Moja mama także jest rozwódką, więc doskonale znam twój ból – zaśmiał się obejmując mnie ramieniem – Czyli z dzisiejszego wypadu nici. Szkoda – oparł brodę na mojej głowie i westchnął cicho – Ale w domu też można robić wiele ciekawych rzeczy...
    W tej samej chwili drzwi mojego pokoju ponownie się otworzyły i naszym oczom ukazał się zadowolony David z dużym pudełkiem w rękach
    - Zagracie ze mną w Monopoly?
    - Spadaj! Przez ciebie mam zrujnowany wieczór! - wrzasnęłam z całej siły celując w niego pluszowym miśkiem. Usłyszałam tylko jak wszystkie dodatki do planszówki rozsypują się po schodach, a sam David rozhisteryzowany pobiegł do swojego pokoju, głośno trzaskając drzwiami
    - ALEXANDRO! - mama? Co ona tu jeszcze robi?
    - Moje życie to jedno wielkie gów... - Harold przerwał mi, składając na moich ustach krótki pocałunek
    - Nawet nie waż się dokańczać tego zdania, bo wyjdę – powiedział poważnym tonem
    - Dobrze, przepraszam – wydukałam wtulając się w jego tors.

piątek, 27 lipca 2012

Rozdział 10 ''To musisz być Ty''


~Alex~

  A więc tu…- zaczął Harry otwierając drzwi do chyba piątego pomieszczenia- jest garderoba.- gdy weszłam do środka, to przez jakieś dziesięć minut nie chciałam stamtąd wychodzić. Było tam tak wiele nieziemskich, cudownych ubrań, butów i dodatków… Męskie rzeczy zbytnio mnie nie interesowały, ale i tak skończyło się na tym, że Hazza dał mi dwadzieścia pięć dolarów, bo przegrał zakład, o to, że nie rozpoznam ich ubrań.
-Ty naiwniaku!- zaśmiałam się- Każda Directionerka wie takie rzeczy! To podstawa! Ty golf i marynarka, Louis paski i szelki, Zayn basebolówka, Niall koszulka i sweterek, a  Liam koszula w kratę, albo zwykła koszulka- powiedziałam szybko i uśmiechnęłam się szeroko- Gdybyś miał się założyć o to z każdą twoją fanką, zbankrutowałbyś. Ale jak chcesz, to możemy zakładać się częściej- poruszyłam zabawnie brwiami i zarechotałam.
-Nie, dziękuję. Przekonałem się już chyba pięć razy, że nie warto się z tobą zakładać- podrapał się po głowie (przy okazji poprawiając bujne loki) i uśmiechnął się szeroko.
-Dobra, wychodzimy już stąd- zarządził i wyprowadził mnie z pomieszczenia.
-Gdzie teraz?- spytałam idąc za nim.
-Zobaczysz.

-O mój Boże, ja chcę mieć coś takiego w domu- jęknęłam obmacując sprzęt nagraniowy.
-Chciałabyś coś takiego wypróbować?- spytał Harry siadając na krześle, przed tą wspaniałą maszyną.
-Jasne!- powiedziałam podniecona.
-No to dawaj teraz- powiedział wesoło i odgarnął włosy z czoła. Popatrzyłam na niego jak na idiotę.
-Nie-e? Chyba cię pogięło. Nie będę przed tobą ani grać ani śpiewać. To w ogóle jest bez sensu. Nie myśl sobie, że nie jestem już waszą fanką, bo nadal uwielbiam waszą muzykę, a tu nagle TY stajesz się moim przyjacielem i do tej pory nie byłam przy tym jak śpiewasz- uświadomiłam to sobie i jemu.
-Ale ja nie umiem śpiewać- oznajmił Harry robiąc poważną minę na co ja się roześmiałam.
-No coś takiego. Członek zespołu One Direction, Harry Styles, nie umie śpiewać- popatrzyłam na niego z politowaniem i zabrałam mu krzesło- Teraz masz okazję się wykazać.
-Pod warunkiem, że zaśpiewasz ze mną- zaproponował. No nieźle. Ja mam śpiewać z Harrym Stylesem. Do czego to doszło… Ciekawe jak bardzo się skompromituję.
-No dobrze- powiedziałam stanowczo. Harry uśmiechnął się szeroko i zaczął już ustawiać te różne przyciski.
-Gotta be You?- zaproponował. On to ma gust. Jedna z moich ulubionych i ta przy której tak strasznie nie fałszuję.
-Spoko- odpowiedziałam i weszłam do drugiego pomieszczenia za szybą, a Harry zrobił to samo. Gdy znaleźliśmy się przy mikrofonach, założyliśmy  słuchawki.
-A muzyka będzie?- spytałam marszcząc brwi.
-Nie, niestety nie. Ale chyba dasz radę, co nie?- uśmiechnął się szeroko.
-Ale… Jest tu jakaś gitara?- zaczęłam się rozglądać i zanim Harry zdążył odpowiedzieć, ja już ją dostrzegłam i trzymałam w rękach.
-To na gitarze też umiesz grać?- zdziwił się Styles.
-Tak- uśmiechnęłam się ukazując rząd prostych i białych zębów- Sama się uczyłam w domu, ale nie jestem perfekcyjna. Chyba douczę się u Nialla, jak będzie miał czas…- westchnęłam- No dobra. Ja śpiewam zwrotkę, a ty …to co zawsze śpiewasz- moje kąciki ust momentalnie się uniosły gdy tylko wydobyłam z gitary pierwsze dźwięki, ale niestety przyszedł już moment w którym muszę zacząć…
*w tłumaczeniu*

-Widzę w Twoich oczach, że jesteś zawiedziony
Bo jestem jedną z głupich, którą obdarzyłeś swoim sercem
A ja kolejny raz je rozpruwam
Cóż za zamęt zrobiłam z twoją niewinnością
I żaden mężczyzna na świecie nie zasłużył sobie na takie traktowanie
Lecz jednak jestem tu prosząc o kolejną szansę…

Boże, to było dziwne. Przez cały czas jak to śpiewałam, Harry patrzył prosto na mnie, a ja na niego… To było… dosyć miłe uczucie, ale i tak dziwne.

-Czy możemy zakochać się jeszcze raz?
Zatrzymajmy taśmę i przewińmy wstecz
Oh i wiem, że jeśli ty odejdziesz to ja zniknę
Bo nie mam nikogo innego.

I dalej się patrzył. A teraz…

-To musisz być…

Przerwałam granie. Nie miałam ochoty na te wszystkie nasze patrzenia w oczy czy łapanie za rękę. On pewnie nawet nie bierze tego na serio. Gdybym z nim była, a nie ukrywam tego przed sobą, że bym chciała, to byśmy wtedy gapili sobie w oczy, trzymali za ręce, ale jak na razie jesteśmy przyjaciółmi, a ja nie mam zamiaru się angażować. Bo wtedy co? Znajdzie sobie jakąś starszą dziewczynę, i będę miała złamane serce przez jakąś trzydziestolatkę. Nie ma mowy. Jak coś do mnie czuje to niech powie…
-No rzeczywiście, super ten sprzęt- skwitowałam odwracając wzrok. Zdjęłam słuchawki i odłożyłam gitarę po czym uśmiechnęłam się promiennie w stronę przyjaciela. On odwzajemnił uśmiech.
-Ładnie śpiewasz i grasz- pochwalił mnie, na co ja się lekko zarumieniłam.
-Fajnie, że tak uważasz, ale jestem zwykła amatorką. Śpiewam jak każdy, kto wie co to jest fałsz- odpowiedziałam i wyszłam z pomieszczenia, a Harry poszedł moim śladem. Nagle usłyszałam dźwięk dobiegający z kieszeni Harolda.

~Harry~

-Wybacz, muszę odebrać. ‘’Już? Okay, to ja zaraz będę…’’- powiedziałem wolno do słuchawki zerkając na nią niepewnie po czym rozłączyłem się i schowałem komórkę z powrotem do spodni.
-Jedziesz do chłopaków?- spytała zaciekawiona.
-Nie- odpowiedziałem i gestem ręki kazałem jej iść dalej, co zrobiła.
-Nie powiesz mi gdzie?- zapytała z nadzieją w głosie, ale oczywiście moją odpowiedzią było ‘’nie’’. Minęliśmy chyba z kilkanaście różnych pokoi, aż w końcu otworzyłem ten właściwy. Alex gdy tylko zobaczyła ludzi którzy się tam znajdowali rozchyliła ledwo usta i na sekundę wstrzymała oddech.
-Em, Dzień Dobry- podeszła do Ashley (mojej stylistki) i podała jej rękę witając się. To samo zrobiła podchodząc do Paula i mojej mamy. Była też reszta moich przyjaciół z zespołu no i Lux, na której punkcie Alex oszalała.
-Jeju, cudowniejsza niż na zdjęciach- zaczęła słodzić małej Lux biorąc ją na kolana.
Rozmawialiśmy o różnych rzeczach przez jakieś pół godziny, ale ciekawiej się zrobiło kiedy moja mama oczywiście poruszyła ten temat
-Harry dużo nam o tobie opowiadał- powiedziała do Alex uśmiechając się przyjaźnie.
-Co? Mamo…- westchnąłem.
-Co co?- zaśmiała się.
-Miło mi- wtrąciła się Alex i uśmiechnęła się lekko zarumieniona do mnie nadal przytulając wesołą dziewczynkę- A co konkretnie o mnie opowiadał, jeśli oczywiście można wiedzieć?- zwróciła się życzliwie do mojej mamy.
-Oczywiście, że możesz- zaśmiała się, a ja wymownie na nią spojrzałem- Oj Harry, wyluzuj- odparła i potargała mi włosy, na co lekko się uśmiechnąłem, ale odsunąłem- Opowiadał mi jak się poznaliście…
-Widzę, że oboje dobrze to wspominamy- Alexandra uśmiechnęła się do mnie szeroko.
-Bardzo dobrze Cię opisał. Jesteś naprawdę bardzo ładna i miła- stwierdziła moja kochana mamusia, która trochę zaczęła przesadzać.
-Naprawdę bardzo się cieszę, że pani i Harry tak myśli- zaśmiała się patrząc wesołymi oczami na nas.
-A w domu to w ogóle…-zaczął Niall, ale akurat stałem koło niego więc dyskretnie walnąłem go w żebro, na co przerwał.
-Czeka na nas pizza! Tak, Niall już nie może się doczekać. My już powoli musimy się zbierać, bo już czas kolacji, a wszyscy są głodni- skłamałem- Alex i chłopaki chodźcie.
-Harry, nie przesadzaj- roześmiał się Paul, chyba pierwszy raz się odzywając. Teraz musiał? Nagle usłyszałem Alex.
-Nie, naprawdę. Ja jeszcze obiecałam mamie, że pomogę mamie zrobić zakupy na jutro, bo mamy gości- oznajmiła i rzuciła mi porozumiewawcze spojrzenie- Mogłabym sobie z wami wszystkimi zrobić zdjęcie na pamiątkę?- poprosiła wyciągając telefon.
-Oczywiście- uśmiechnęła się Ashley. Już po chwili wszyscy byli ustawieni w jednej kupie, oprócz mnie.
-Harry, nie myśl sobie, że ty nie będziesz na zdjęciu!- powiedziała przyjaciółka ciągnąc mnie za rękę.
-Ktoś chyba musi zrobić zdjęcie- wystawiłem jej język.
-Nie martw się, mój telefon zrobi- dobra, wygrała. Ustawiłem się do zdjęcia i po piętnastu sekundach, samowyzwalacza, aparat zrobił pamiątkowe zdjęcie.
-To my już idziemy- powiedziałem i pożegnałem się ze wszystkimi, a mamie dałem całusa w policzek.

~Alex~

Po chwili byliśmy już przy samochodzie na zewnątrz, a dwadzieścia minut później już jedliśmy pizzę u niego w pokoju. Potem obejrzeliśmy jakiś horror, które uwielbiam, bo mnie po prostu rozśmieszają, zresztą Harry’ego też. Przyszedł czas, że musiałam już iść.
-Chciałam Ci podziękować za ten cudowny dzień, bo to była jedna z tych niespodzianek które ci się udały, i za to jakie masz o mnie zdanie- zaśmiałam się cicho.
-Że jesteś śliczna, fajna, miła…- zamknął się szybko jakby zorientował się, co mówi.
-Tak- zarumieniłam się. Nagle wszystko potoczyło się bardzo szybko. Zbliżył swoją twarz do mojej, ja zrobiłam podobnie. To było przyciągnie, któremu nie można się było oprzeć, przeciwko któremu żadne z nas nie mogło nic zrobić. Bliżej i jeszcze bliżej… Tak blisko, że straciłam równowagę. Harry złapaał mnie i przyciągnął do siebie. Zamknęłam oczy. Proszę, to takie proste. Takie cudowne. Ja, Alex Brooks, obejmuję Harry’ego Styles’a, a jego usta smakują pizzą.


Yeah! W końcu ten dziesiąty rozdział <3 sama nie mogłam się go doczekać, bo byłam ciekawa co mi wyjdzie, chociaż wy pewnie bardziej. Tak w ogóle, to z tej strony Alex ;d Teraz prawdopodobnie bloga będę pisała sama, ale nie musicie wiedzieć dlaczego- sprawy prywatne. Mam nadzieję, że te rozdział spodoba się wam tak samo jak mi :3 Jeśli jesteście spostrzegawcze to prawdopodobnie widzicie, że mam nowy nagłówek. Moim zdaniem śliczny, a zawdzięczam go 
 https://www.facebook.com/BloodyAnnProductions :) Ona jest genialna i polecam wam ją, Robi nagłówki za darmo :) Do jedenastego rozdziału <3
PS. 4.024 wyświetleń <3
PS2. Czytasz=Komentujesz. Naprawdę to dla mnie ważne :D




czwartek, 5 lipca 2012

Rozdział 9 ''Skończ z tymi niespodziankami!''


Dwa miesiące później

~Alex~
Prywatne Liceum Dla Dziewcząt imienia Królowej Elżbiety - Tu właśnie postanowili przepisać mnie rodzice, dowiedziawszy się o zdjęciach z imprezy. W sumie zrobiła się z tego ogromna afera. Słyszałam nawet, że rodzice chcieli pozwać Jess do sądu, ale dyrektor wpadł na inny i moim zdaniem o wiele lepszy pomysł. Jessica i reszta jej przyjaciółeczek mają do odbębnienia prace społeczne, widziałam je nawet w którąś sobotę, jak sprzątały psie kupy z trawników.
-Alex! - znajomy męski głos zmusił mnie do podniesienia głowy, przez co o mały włos nie zleciałam ze schodów. Zauważywszy Harrego machającego do mnie ze swojego Audi, momentalnie spuściłam wzrok i unikając spojrzeń zszokowanych koleżanek szybkim krokiem podreptałam w stronę Stylesa.
-A Tobie co? Louis wyszedł gdzieś z Eleanor i nie masz co robić? - spojrzałam na niego z wielką pretensją na twarzy, jednak on jakby nigdy nic przytulił mnie do siebie mocno tłumacząc, że po prostu chciał być miły i żebym nie była zazdrosna o Louiego, na co ja wybuchnęłam niekontrolowanym śmiechem.
-Mógłbyś podwieźć mnie do mojej starej szkoły? Muszę... muszę coś załatwić. To bardzo ważne – wymamrotałam zerkając na zdjęcie swoje i Matta, które zrobiliśmy sobie pół roku temu na wycieczce w Disneylandzie. Lubiłam na nie patrzeć, kiedy miałam zły humor. Matt robiący dzióbek w czapeczce z uszami Myszki Mickey zawsze doprowadzał mnie do uśmiechu, jednak w tejże chwili wcale tak nie było. Moje nieczyste sumienie nie daje mi spać, każdej nocy myślę o tym co by było gdyby... Nasłuchałam się tych wszystkich tekstów typu: ''Nie przejmuj się przeszłością'', ale co mi da samo słuchanie, skoro i tak przeszłość wierci mi ogromną dziurę w mózgu, (już nie wspomnę co się dzieje z moim sercem) a ja nie potrafię nic z tym zrobić? Już taka jestem, zbyt mocno przejmuję się pewnymi rzeczami, zamiast od razu ruszyć tyłek i coś z tym zrobić.
-Jeżeli powiem Ci, że chcę porozmawiać z Mattem to w końcu dasz mi spokój? - wywróciłam oczami nie mogąc dłużej znosić nachalnych pytań Hazzy, który po mojej odpowiedzi faktycznie zamknął jadaczkę i resztę drogi spędziliśmy w całkowitej ciszy. W sumie całkowicie cicho stało się, kiedy Loczek wyłączył radio, bo już siódmy raz dzisiaj słyszy ''Call Me Maybe'' i ma serdecznie dość.
-To zajmie mi tylko chwilę – odparłam wysiadając z samochodu, jednak co ja głupia sobie myślałam, że chłopak tak po prostu da mi samej wejść do tej szkoły? Hahaha, next joke please. Usłyszałam stanowcze ''Idę z tobą'', zagłuszone lekko trzaskiem drzwi od samochodu, a po chwili poczułam jak Hazza splata nasze palce u dłoni. Jego zawadiacki uśmiech, którym mnie obdarzył, doprowadził do tego, że stałam patrząc mu w oczy dobre kilka minut i nie potrafiłam powiedzieć nic co miałoby jakikolwiek sens.
-Przestań... - wydukałam w końcu wbijając wzrok w swoje buty
-Co? Ja? Co mam przestać? - uśmiechnął się jeszcze szerzej.
-No nie patrz się tak na mnie – zagryzłam dolną wargę próbując nie wybuchnąć śmiechem, a Harry jak na złość udawał, że nie wie o co mi chodzi.
-Jak? Tak? Tak mam się na Ciebie nie patrzeć? - strzeliłam fejspalma, odpychając tego rechoczącego wariata jak najdalej od siebie.
Przez całą drogę na boisko nie zamykała mu się buzia, a mnie już od śmiania bolała szczęka. Zrobiło się poważniej dopiero kiedy weszliśmy na boisko, gdzie akurat trening miała drużyna futbolowa, w której grał Matt. Loczek nagle objął mnie w pasie i przytuliwszy mnie do siebie mocno, złożył słodkiego całusa na moim policzku.
-Nie, nie, nie, nie. Zostań tu – odsunęłam się od niego i pewnym krokiem ruszyłam w stronę przyjaciela, zostawiając Hazzę na pastwę cheerleaderek
-Po co tu przyszłaś? - Matt nawet nie pozwolił mi się przywitać, a jego wzrok mógłby zostać wykorzystany jako laser eliminujący wszystko dookoła w promieniu kilometra.
-Chciałam pogadać.
-Nie ma tu o czym gadać... 
-Matt, wiem, że jest o czym. Dlaczego nie chcesz zamienić kilku słów i sprawić, by wszystko wróciło do normy?
-Chciałem, ale ty nie odbierałaś telefonów, nie odpisywałaś na smsy... Nie raczyłaś mi nawet powiedzieć, że zmieniłaś szkołę! Zostałem zupełnie sam, nie mam już przy sobie tej osoby, której mogłem powiedzieć dosłownie wszystko, nie bojąc się, że zostanę za to wyśmiany. Już nie jestem dla ciebie taki ważny. Ważniejszy jest ten pedał z mopem na głowie. Sama dokonałaś wyboru, więc teraz nie zawracaj mi głowy. Mam trening. Za trzy dni mistrzostwa, pamiętasz może? Obiecałaś, że i tego roku przyjdziesz dopingować naszą drużynę, ale pewnie nie przyjdziesz, bo po co skoro masz tego całego Harrego? Po co Ci już w ogóle potrzebny jestem ja, skoro jest Harry? - aż nie mogłam uwierzyć własnym uszom. Kim jesteś i co zrobiłeś z Mattem?
-Z pewnością wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej, gdybyś dał mi trochę więcej czasu, a nie całował mnie tam wtedy, kiedy i tak miałam w głowie jeden wielki bałagan! Nie zwalaj tu winy wyłącznie na mnie, bo sam święty nie jesteś! Sądziłam, że uda nam się naprawić naszą przyjaźń, ale swoimi ostatnimi słowami właśnie dowiodłeś, że tylko marnuję czas na rozmowę z Tobą. Skończony z ciebie dupek, wiesz? Nie wiem gdzie podział się stary Matt – zastanawiałam się co jeszcze mogę dodać, ale w sumie wolałam już iść, byleby jak najdalej od niego. Jeżeli tak ma wyglądać nasze ''naprawianie przyjaźni'' to wolę już ją zakończyć i dać sobie spokój.

~Harry~
Przysłuchiwałem się całej rozmowie ( nawet nie wiem czy to można było nazwać rozmową, raczej kłótnią ) z wielkim zainteresowaniem. Widok Matta olewającą śliczną blondynkę, doprowadzał mnie w duchu do furii. Aż miałem ochotę tam podejść i coś wygarnąć temu niedorozwojowi, ale zrezygnowałem, bo Alex już sobie sama poradziła.
Szła w moją stronę z miną napalonego mordercy. Była naprawdę nieźle wkurzona.
Jedziemy – oznajmiła omijając mnie i stając przy samochodzie czekając, aż otworzę jej drzwiczki. Podszedłem do auta i otworzyłem je kluczykiem. Alex natychmiast usiadła na swoim siedzeniu, zapięła pasy i bezlitośnie zaczęła mierzyć wzrokiem wszystko za szybą. –Lex, nie przejmuj się tym debilem . On nie jest wart takiej super przyjaciółki, a ty nie zasługujesz na przyjaźń z kimś… takim jak on. Idealnie się od siebie odpychacie – wyszczerzyłem się do niej włączając pedał gazu.
-Czekaj… Ty mnie nazwałeś LEX? – spytała przenosząc zdziwione spojrzenie na mnie – Od kiedy ty mnie tak nazywasz? – uniosła lekko brwi do góry wyczekując odpowiedzi.
-Od dzisiaj – parsknąłem, zerkając na nią co chwilę, bo musiałem patrzeć na drogę.
-Nie nazywaj mnie tak! To brzmi… Jak jakaś nazwa papieru toaletowego!- stwierdziła, mimowolnie lekko się uśmiechając.
-Ale, to jest zdrobnienie twojego imienia . A-Lex. Lex. Uważasz, że trzy czwarte twojego imienia to nazwa papieru toaletowego – zaśmiałem się.
-Alex, to jest już zdrobnienie od Alexandra. Jak będziesz mnie nazywał Lex, to nie pozwolę Ci nazywać mnie nawet Alex. Będziesz mówił mi pani Alexandra, albo Brooks – wyszczerzyła się złowieszczo, a ja cicho się zaśmiałem.
Po paru minutach bezsensownej gadki zaległa cisza, a Alex znowu patrzyła trochę smutno przez szybę. Chyba muszę jeszcze ją rozweselić.
-O Boże!- krzyknąłem przerażony i szybko zjechałem na pobocze. Alex zerwała się wystraszona na mój krzyk.
-Co znowu?! Co się stało? – spytała zdezorientowana. Ja odwróciłem się w jej stronę patrząc prosto w szmaragdowe oczy.
-Zapomniałem się Ciebie spytać…- zacząłem, budząc w niej napięcie. Ona patrzyła na mnie z lekkim przerażeniem.
-Czy, czy…
-No wyduś to w końcu z siebie!- krzyknęła zniecierpliwiona, marszcząc brwi.
-Czy moje włosy naprawdę wyglądają jak mop?- zrobiłem smutne oczy, ale jak tylko zobaczyłem rechoczącą Alex, zawtórowałem jej szczerząc zęby.
-Ty głupku!- walnęła mnie płaską dłonią w głowę, mierzwiąc mi włosy i nadal się śmiejąc – Ja tu myślę, że to coś poważnego, a ty…- nie dokończyła, bo znowu zaczęła rechotać, a ja patrzyłem na nią szczęśliwy, że poprawiłem jej nastrój.
Nasze wesołe wygłupy trwały prawie przez całą drogę. Ona śmiała się z moich dowcipów, ja śmiałem się z niej, a ona z tego że ja się śmieję z niej. Nakręcaliśmy siebie nawzajem.
-A tak w ogóle to gdzie jedziemy?- spytała, gdy już się uspokoiliśmy.
-No niespodzianka- uśmiechnąłem się szeroko do samego siebie na tą cudowną myśl.
-Znowu? Skończ z tymi niespodziankami, bo robisz mi je codziennie! Wczoraj twoim zdaniem ‘’niespodzianka’’ to było pójście do supermarketu i kłócenie się, który pasztet jest lepszy- powiedziała, a ja zacząłem się śmiać na samo wspomnienie.
-Oj tam oj. Wczoraj to żartowałem. Ale dzisiaj będzie… miło. Zaufaj mi- poprosiłem i uśmiechnąłem się do niej z czułością. Ona niepewna, odwzajemniła ten mały gest i zaczęła paplać o czymś innym.
Po dziesięciu minutach byliśmy na miejscu. Zaparkowałem przed bramą do Londyńskiego studia
-Co to?- spytała wysiadając z auta i patrząc ze zmarszczonymi brwiami na szary budynek.
-Studio nagraniowe- oznajmiłem, a ona otworzyła szeroko oczy po czym przeniosła wzrok na mnie.
-Ale… Po co mnie tu przywiozłeś?- spytała zamykając drzwiczki od samochodu i podchodząc do mnie.
-Chciałem Ci pokazać gdzie pracuję i przedstawić parę osób- oznajmiłem i wziąłem ją za rękę. Ona popatrzyła na mnie niepewnie i wyślizgnęła rękę z mojego uścisku.
-Harry… My nie jesteśmy…- zaczęła spuszczając wzrok i chowając dłonie za siebie.
-Okay, przecież wiem. Rozumiem- powiedziałem i uśmiechnąłem się ciepło. Na zewnątrz zachowałem się jak przystało na normalnego ‘’przyjaciela’’, ale w duchu zrobiło mi się trochę przykro. Bardzo mi na niej zależało. Chcę czegoś więcej niż przyjaźni. Od dawna próbuję jej to jakoś powiedzieć… Ale dupa z tego wychodzi. Uśmiechnęła się do mnie lekko i ruszyła w stronę wejścia, a ja ruszyłem za nią nie odzywając się, tylko rozmyślając i ślepo gapiąc we wszystko co stanęło mi przed oczami. Kiedy całą głowę mam zawaloną plątaniną myśli, nie myślę logicznie, tylko jak dziecko : ‘’O, ściana’’, ‘’O, latarnia’’, ‘’O, piesek’’. Dokładnie tak to wygląda. Z rozmyśleń niedorozwiniętego człowieka (no właśnie, ciekawe jak myśli Matt?) wyrwało mnie uczucie czegoś delikatnego pod łokciem. Popatrzyłem w to miejsce i uświadomiłem sobie, że to Alex swoją delikatną dłonią bierze mnie pod rękę. Uśmiechała się do mnie szczerze, a ja odwzajemniłem. No, pocieszyła mnie trochę.

środa, 27 czerwca 2012

Ważna informacja :)


Witajcie :D długo zwlekałyśmy z 8 rozdziałem, bo miałyśmy depresję twórczą i inne problemy, o których nie powinniście wiedzieć XD Ale niestety ta informacja nosi złe wieści, przynajmniej w połowie. A więc na okres od 8 lipca do 20 lipca, zawieszamy bloga, ponieważ obie jedziemy na kolonię na 12 dni  :) Ale postaramy się ( a nawet chyba obiecujemy) do tego czasu napiszemy dla was jeszcze 9 rozdział C; <--- to była ta zła wiadomość . A teraz taka zwykła prośba ----> Jeśli wszystko wypali, to nasz blog będzie brał udział w konkursie ''BLOG LIPCA 2012''. Bardzo prosimy o wsparcie, czyli : jak konkurs się zacznie, to zachęcamy do głosowania na nas oraz jak blog się wam naprawdę podoba, to komentujcie, polecajcie znajomym, bo im więcej czytelników tym większe szanse, że wygramy :D a tutaj odbędzie się konkurs -> http://wymarzony-swiat-z-1d-official.blogspot.com/ 
Z GÓRY DZIĘKUJEMY <3

Rozdział 8 ''Zupa marchewkowa, Justin Bieber i rude włosy w Meksyku''

~ Alex ~
-Daleko jeszcze? - szliśmy już ponad dziesięć minut, a Harold nawet nie raczył powiedzieć mi dokąd. Zaczynałam się niecierpliwić. Uwielbiałam niespodzianki, a znając Harrego musiało to być coś...
-Ta-dam! - wymawiając te słowa, automatycznie odsłonił mi oczy, które po chwili zaokrągliły się jak piłeczki pingpongowe. Byliśmy na dachu kompleksu, w którym mieszkali chłopcy, jednak dzisiejszego wieczoru nie wyglądał on tak zwyczajnie. Na środku postawiono nieduży stolik, udekorowany białym obrusem i wazonikiem z czerwoną różą, a romantyczny nastrój nadawały wszystkiemu migoczące dookoła świeczki.
-Sam to wszystko zrobiłeś? - spytałam zaraz po tym, jak loczek odsunął dla mnie krzesło. Poczułam się trochę dziwnie. Nie dosyć, że jeszcze nigdy nikt się tak dla mnie nie fatygował, to jeszcze mój strój… Sportowa bluza i dresy nie zaliczały się raczej do eleganckich ciuchów.
-Tak. Znaczy się nie. Z małą pomocą chłopaków – uśmiech Hazzy wprowadził mnie w lekkie zakłopotanie. W sumie zawsze, kiedy widzę jego śmiejące się oczy i te supersłodkie dołeczki, dostaję mini zawału. Wzięłam głęboki wdech, a w tej samej chwili do moich nozdrzy dotarł dziwnie znajomy zapach
-Bon appétit –  nie wiadomo skąd wypełznął Louis w białym fartuchu i kucharskiej czapce, podając nam dwie miski pomarańczowego... czegoś. Nachyliłam się, by powąchać Tomlinsonowe danie.
-Zupa marchewkowa? -  rozbawiona zmarszczyłam nos.
-Wiedziałem, że zgadzając się żebyś przyrządził coś do jedzenia, popełniam największy błąd mojego życia – odrzekł Harry, strzelając fejspalma, na co ja roześmiałam się wesoło.
-To jest mój specjał. Wsuwać albo zamienię to na resztki pizzy, które leżą już tydzień w naszej lodówce – oboje jak na komendę wzięliśmy do buzi kilka łyżek zupy, a kiedy tylko Boo Bear zniknął z pola widzenia, popiliśmy marchewkowy smak szklanką wody.
-Em, a więc…- zaczął Harry, ale przerwał, ponieważ oboje usłyszeliśmy dźwięk gitary i słowa piosenki ‘’You know you love me, I know you care (…) ‘’. Skierowaliśmy wzrok na artystów. Niall z wielkim zaciszem na twarzy grał piosenkę swojego idola Justina Biebera, a Zayn z dziwną miną zaczynał już refren ‘’And I was like baby, baby, baby, oooooooooooh! ‘’. Harryemu rozchyliły się lekko usta i patrzył na nich jakby zaskoczony, a ja zaczęłam się cicho śmiać.
-Serio?! Justin Bieber?! Baby?! Mieliście załatwić jakąś normalną muzykę! – próbował ich przekrzyczeć.
-Mieliśmy problemy techniczne! Gramy na spontan! – odkrzyknął Niall. – A po za tym to jest normalna muzyka! Masz jakieś wąty do Justina?! – oburzył się blond Belieber nie przestając grać.
-Nie za to wam płaciiiasdfghjkl…- Harry zaczął plątać język i popatrzył na mnie niepewnie.
-Zapłaciłeś im za to? – zaczęłam się głośno śmiać zakrywając sobie buzię dłonią.
-Nie, nie…- odpowiedział niższym głosem i też zaczął się śmiać.- Nie no.. Ale przepraszam Cię za nich…- prychnął rozbawiony.
-Ale mi się podoba- uśmiechnęłam się szeroko.- Zupa marchewkowa nie jest taka zła, a do muzyki też nic nie mam… Uwielbiam Justina Biebera!- powiedziałam z entuzjazmem, na co Niall uśmiechnął się uszczęśliwiony od ucha do ucha. –Chyba najlepsza raannasdfghjkl spotkanie.- szybko się poprawiłam, a widząc triumfalny i szeroki uśmiech loczka, znowu wybuchłam niepohamowanym śmiechem.
-Co powiedziałaś?- spytał Hazza patrząc na mnie podejrzliwym i seksownym wzrokiem, na co się zaczerwieniłam nadal głośno się ciesząc.
-Ale co?- udałam, że nie wiem o co chodzi.
-Powiedziałaś ‘’randka’’?- nie dał za wygraną.
-Pff! Chyba Ci się coś przesłyszało. Mam chrypkę. Powiedziałam ‘’spotkanie’’.- stwierdziłam poważnie.
-Nie masz chrypki!- upierał się.
-A nawet jeśli… To to jest randka, czy nie?- spytałam unosząc lekko brwi do góry
-Noo…chyba…tak…- zmarszczył się niepewnie i zarumienił się słodko, a ja zrobiłam to samo już nie odpowiadając tylko kontynuując jedzenie.
-Oooooch… to takie romantyczne!- westchnął Zayn, a ja parsknęłam niemal krztusząc się zupą.
-Zamknijcie się, dajcie im w spokoju zjeść – rozkazał Liam, który niewiadomo kiedy się pojawił. Po chwili stał już nad nami wlewając do kielichów szampana.
-Ale, ja nie piję Liam- szybko poinformowałam patrząc się na niego z dołu.
-Miałem taką nadzieję- powiedział po czym pokazał mi dokładnie butelkę.
-Piccolo, widzisz?- uśmiechnął się szeroko, a ja rozbawiona odwzajemniłam uśmiech.
-Naprawdę stary, dzięki – Harry podziękował Liamowi i zaczął się śmiać patrząc na mnie – Zabawna randka, nie ma co.
-Dobra chłopaki, spadamy. Nie będziemy im przeszkadzać – rozsądny przyjaciel mrugnął do Harolda i popchnął Nialla i Zayna w stronę klapy w dachu i po chwili całkiem zniknęli nam z oczu. No i teraz zostałam sam na sam z Harrym Stylesem w tym romantycznym i trochę krępującym nastroju.
-Ładna dzisiaj pogoda.- stwierdził patrząc w niebo.
-Taak… Rano padało- parsknęłam, ale widząc jego minę szybko dorzuciłam – Ale ja bardzo lubię deszcz. Lubię być… mokra- uśmiechnęłam się szeroko.
-Nie wierzę Ci. Mówisz to specjalnie – zaśmiał się cicho – Ale ja też lubię być mokry – zażartował na co zachichotałam. On jest tak przeuroczy…
-Dziękuję – powiedziałam patrząc mu w oczy z delikatnym uśmiechem na ustach.
-Za co?- zmarszczył brwi zdziwiony.
-No za wszystko… Za to, że się pofatygowałeś i spróbowałeś zrobić niespodziankę swojej fance, że poznałeś mnie z resztą zespołu… że spełniłeś moje największe marzenia, że dałeś mi drugą szansę po ostatnim nie za bardzo udanym spotkaniu – zmarszczyłam lekko nos – i za to, że poprawiłeś mi dzisiaj humor. Randka naprawdę wspaniała. Jeszcze nikt nie zrobił dla mnie tak wiele… No może oprócz rodziców – dokończyłam, a Harry parsknął na moje ostatnie zdanie.
-Nie masz za co dziękować – wzrok chłopaka przeszywał moją duszę na wylot i aż doprowadził do dreszczy. Uwielbiałam jak patrzył na mnie z tą iskierką w oku, a jego dołeczki na policzkach robiły się coraz bardziej wyraźne. Niezręczna cisza między nami wydawała się nie mieć końca, aż w końcu przerwało ją chrząknięcie Harolda. Chłopak pierw wyprostował się, spojrzał gdzieś w stronę wieżowców, a później z powrotem na mnie z miną jakby chciał mi coś powiedzieć, ale nie wie od czego zacząć.
-Nie jesteś dla mnie zwykłą fanką – odparł. – Zacznę od tego, że nie każdej Directioner robię taką niespodziankę. W sumie żadnej innej dziewczynie nie zaoferowałem romantycznej kolacji na dachu ze świecami i w ogóle... Harry Styles cię lubi, możesz czuć się zaszczycona – zrobił minę godną prawdziwego Narcyza na co ja zaśmiałam się wesoło.
- Naprawdę cudownie mi to słyszeć, ale to i tak nie zmienia faktu, że muszę przefarbować się na rudo, uciec do Meksyku i zmienić imię na Manuela – moje słowa wprawiły go w lekkie zdezorientowanie – Całe liceum... ba, cały internet... Jeszcze nigdy się tak nie ośmieszyłam. Nie rozumiem, czym na ja coś takiego zasłużyłam? - ukryłam twarz w dłoniach – Te wspomnienia i te zdjęcia będą prześladować mnie do końca życia!
-Ej, Alex spokojnie. To potrwa tylko chwilę. Później wszyscy będą gadać o nowej aferze, a ta impreza pójdzie w niepamięć. Uwierz mi – ujął moją dłoń, gładząc ją kciukiem.
-Zawsze możesz zmienić szkołę – dodał posyłając mi delikatny uśmiech – To z pewnością będzie lepsze rozwiązanie niż wyjechanie do Meksyku. Nie wytrzymałbym bez ciebie – oboje zaśmialiśmy się cicho.