wtorek, 28 sierpnia 2012

Rozdział 12 "Porwanie?"




-To jak. Idziemy?- spytał od razu na przywitanie uradowany Louis. Jak zwykle założył na siebie bluzkę w paski, ale tym razem w pomarańczowe, czyli te na imprezy i inne ‘’uroczystości’’. Powinnam się przyzwyczaić, ale do tej pory mnie to rozśmieszało.
-Nie- odezwał się Harry- musimy zostać i pilnować Davida- dokończył
-Co?
-Co?
-Co?
-Ej, miało być żarcie…- powiedzieli wszyscy razem, a ostanie Niall jak każdy się domyśla. Mówię NIE. Nikt nie ma prawa zepsuć mi tego wypadu. Miałam zamiar obejrzeć ten pokaz i nadal mam zamiar!
-Idziemy. Harry, ubieraj się- rzuciłam i sama chwyciłam po płaszcz i chustę. Nagle pojawił się David i jakby nigdy nic zaczął ubierać buty szczęśliwy od ucha do ucha.
-A gdzie ty się wybierasz?- popatrzyłam na niego karcącym wzrokiem.
-Na pokaz!- wrzasnął i uśmiechnął się do mnie szeroko.
-Co?! Chyba śnisz! Nigdzie nie idziesz. Ściągaj te buty- rozkazałam.
-Ale Aleeeex! To nie sprawiedliwe! Czemu?! Ja tez chcę iść- oświadczył krzyżując ręce na klatce piersiowej.
-Bo ten pokaz będzie trwał z jakieś 3 godziny, a ty powinieneś spać. Wiesz która jest godzina?
-Ta, dwudziesta. I co z tego? Zawsze zasypiam po północy, a mamy nie ma w domu- prychnął patrząc na mnie.
-Ale ja jestem i nie pozwalam Ci iść, bo nie możesz i nie chcę żebyś szedł. Rozumiesz?- spytałam trochę zdenerwowana kucając obok niego.
-Doskonale!- krzyknął mi w twarz przy okazji opluwając ją, rzucił buty i pobiegł do swojego pokoju, a ja się wyprostowałam, wytarłam twarz miękkim materiałem zawiniętym dookoła mojej szyi i odwróciłam w stronę chłopaków.
-Na pewno? Przecież możemy porobić coś…- zaczął Zayn, ale stanowczo mu przerwałam.
-Nie. Idziemy, koniec kropka.
***
-Jak w komedii romantycznej- zaśmiałam się robiąc zdjęcie Niallowi na tle ‘’roziskrzonego’’ fajerwerkami nieba z hot-dogiem i piwem w ręku. Blondyn roześmiał się po czym wpakował ostatni kęs Fast-fooda do swojej paszczy i zabrał mi aparat przyglądając się swojej fotografii.
-Dobra, dobra. Lepiej ty się ustaw z Harrym i wam zrobimy ‘’photo romantique’’ (czyt. Foto homantik) powiedział Louis po francusku co dało słodki efekt.
-Widzę, że często wykazujesz się swoją znajomością francuskiego. Niezły jesteś!- uśmiechnęłam się do niego.
-‘’Honte pour les gens qui Ne savent pas! Une si belle langue… ‘’(czyt. Unt pol leż ąkil łiw ta sła. Bin si belong & tzn. ‘’Hańba ludziom którzy go nie znają! Taki piękny język…’’)- wymamrotał coś czego nie zrozumiałam.
-Co ty powiedziałeś?- zmarszczyłam brwi i zaśmiałam się na co Louis wyszczerzył się.
-A nic. Nieważne. DOBRA, USTAWIAJCIE MI SIĘ TU DO ZDJĘCIA!- krzyknął. Nagle Harold pojawił się przy mnie i poczułam na swoim biodrze jego dłoń. Uśmiechnęłam się szczerze do kamery, ale Harry zdążył szybko obrócić mnie w swoją stronę i obdarzyć czułym, delikatnym i ciepłym pocałunkiem, który oczywiście odwzajemniłam zanim Niall nacisnął spust migawki. Słyszałam nie zdając sobie nawet z tego sprawy jakieś głosy mówiące ‘’ooo, jakie cudne zdjęcie!’’, ale skupiałam się teraz na mojej chwili z Harrym, który nagle ją przerwał.
-‘’Kocham Cię’’- szepnął po polsku (z trochę śmiesznym i niedopracowanym akcentem) patrząc mi prosto w oczy na co wzruszona uniosłam delikatnie kąciki ust do góry nie spuszczając z niego wzroku.
-Widzę, że też uczymy się języków- również szepnęłam, ponieważ doskonale się słyszeliśmy. Mimo przerwanego pocałunku nasze twarze nie oddaliły się. Cmoknęłam go jeszcze szybko w usta.
-Okay… Musimy się już zbierać- powiedziałam zwracając się do wszystkich jednocześnie wtulając się w mojego słodkiego anglika, który owinął mnie ramionami.
-A możemy u Ciebie zostać na noc?- zwrócił się do mnie Zayn.
-Jasne- uśmiechnęłam się życzliwie po czym wszyscy zgodni ruszyliśmy w stronę mojego domu.

– Szybciej, bo muszę siku!  –  Horanem miotało jak szatan 
–  Mówiłam jakie będą konsekwencje – odparłam przekręcając kluczyk w drzwiach swojego domu 
–  Jeszcze jedno piwo, a mielibyśmy istny zraszacz – zauważył sprytnie Louis, na co pozostała trójka wybuchła śmiechem. Sam zainteresowany pognał w poszukiwaniu toalety, zapewne mając gdzieś te złośliwe uwagi. 

–  Sprawdzę co tam u Davida. Może jak nie śpi to zejdzie obejrzeć z nami film – ruszyłam powoli po schodach, ale przystanęłam w połowie bo moje plecy musnął czyiś oddech. Jak się później okazało był to Harry, który koniecznie chciał mi dotrzymać kroku. 
Otworzyłam powoli obklejone przeróżnymi postaciami z komiksów drzwi i zrobiłam mały krok naprzód, zapalając światło. Ku mojemu zdziwieniu zastałam puste, nie pościelone łóżko otoczone pierdołami. Klocki lego, samochodziki, figurki superbohaterów i tym podobne doszczętnie przysłoniły dywan, ale gdzie jest ten mały gówniarz? Ominęłam zgrabnie zabawki i spojrzałam pod łóżko – nie ma. Szafa , szuflady, odstępy między meblami i firanki także nie zdradzały obecności chłopca w tym pokoju. 
–  David!  –  krzyknęłam, ale odpowiedziała mi wyłącznie cisza. Krzyknęłam ponownie. Ten sam efekt. 
Przeszukajcie parter, a ja sprawdzę jeszcze u siebie i w sypialni u mamy – powiedziałam nie mogąc dłużej znieść rozbrzmiewającego w mojej głowie echa po ''I co teraz?'' Harrego. Przecież dom był zamknięty. Kradzież, porwanie nie wchodziło w grę. W sumie dlaczego ja zawsze muszę widzieć czarny scenariusz? Dom jest mały, zaraz na pewno usłyszę, że David bawi się swoim autem na pilota w letniej kuchni... 
–  Nie ma go. 
–  Co proszę? Chyba się przesłyszałam. 
–  Jak to nie ma?  –  wbiłam zdumiony wzrok w Harrego – Musi gdzieś być. Szukaliście dokładnie? David! David przestań i wyjdź gdziekolwiek jesteś! Ta durna zabawa wcale nasz nie śmieszy – wydzierałam się na cały dom jak jakaś wariatka. Zaraz na pewno jakiś sąsiad w papciach i szlafroku przyjdzie z pretensjami, że zakłócam ciszę nocną. Ale to stan wyjątkowy. Zaginął mi brat do cholery! 
–  Zróbmy tak. Louis i Liam objadą całe osiedle, a my we trójkę przejdziemy się po sąsiadach. On lubi łazić po ludziach. Pewnie był zły, że zostawiłam go w domu i wyszedł. Dodatkowe klucze zawsze wiszą obok drzwi wejściowych, więc pewnie je zakosił i wyszedł. Bez paniki – wzięłam głęboki wdech po czym ruszyłam do wyjścia. 
–  Pamiętam nawet jak raz się pokłóciliśmy i był tak zły, że aby odreagować zabrał wszystkie swoje gry na xboxa i poleciał do...  –  zamurowało mnie, ale w oczach błysnęły iskierki. Jestem geniuszem. 
–  Do...?  –  spytali chłopcy chórem, jednak zamiast odpowiedzi, doczekali się dźwięku zamykanych drzwi. 
–  Alex, dokąd idziesz? Ej, ej, ej, bo zmarzniesz! – do moich uszu dobiegł głos Harrego. Niedługo potem poczułam ciepło jego kurtki, która teraz spoczywała mi na ramionach. Fakt faktem była jesien i 15 stopni Celsjusza na dworze, ale byłam tak zdeterminowana, że nie myślałam o założeniu czegoś jeszcze na bluzkę z krótkim rękawkiem. Loczek postanowił pójść za mną, tym samym zostawiając mój dom na pastwę czworga dużych dzieci. Mam nadzieję, że zastanę go w takim samym stanie, w jakim go zostawiłam. 
–  Czemu stoimy pod tym domem? - chłopak zmarszczył brwi, przenosząc swój zdezorientowany wzrok na mnie 
–  To dom Matta. David często do niego przychodzi, grają razem w gry i takie tam... 
–  Tego Matta? Tego gościa, który nazwał mnie pedałem? I od tego też dostałem w nos na naszej pierwszej randce? - na jego pytania, a szczególnie drugie nieco się zmieszałam, ale przytaknęłam skinieniem głowy. 
–  Nie chcesz wchodzić to nie musisz. W sumie ja nie wiem czy on mnie w ogóle wpuści... 
Mocny uścisk dłoni Harolda nieco dodał mi otuchy, jednak serce wciąż miało ochotę wyskoczyć z klatki piersiowej. Zrobiłam to. Zadzwoniłam do drzwi. Usłyszałam ciche szuranie kapci o linoleum, zamek w drzwiach się przekręcił i ujrzałam rozczochranego Matta w spodniach od dresu. Dziwnie widząc go po tak długiej przerwie. Wydawało mi się, że wcześniej był mniej umięśniony... 
–  Kto to? – z rozmyśleń wyrwał mnie głos brata 
–  David, chodź tu natychmiast. Zaraz mama przyjdzie i żadne z nas nie chce mieć szlabanu, zgadza się? - mój ton był chyba za bardzo surowy, ale tego już za wiele. Byłam zmęczona, a jeszcze musiałam ganiać za młodszym bratem po okolicy i to o 23. 
–  Może tu zostać ile tylko chce. Może tu nawet spać – odezwał się szybko Matt 
–  Nie jesteś jego opiekunem i to nie tobie wymknął się z domu, więc przymknij jadaczkę i bez zbędnych sprzeczek oddaj mi brata – warknęłam przez zaciśnięte zęby. Chłopak przez chwilę się wahał, już miał wycofywać do salonu, ale coś kazało mu przystanąć. 
–  Jak mi coś obiecasz – odparł krótko. 
Co proszę? Będziemy teraz bawić się w jakieś durne obiecanki cacanki? Błagam. Nie mamy już po 10 lat i obydwoje dobrze wiemy, że era obietnic dawno minęła. Wszystko co było między nami dawno minęło. Ałć. 
Nie wiedzieć jednak czemu, pozwoliłam mu dalej mówić. 
–  Obiecasz mi, że... pójdziesz na Mistrzostwa. Usiądziesz na trybunach. Będziesz z szerokim uśmiechem dodawać mi odwagi. Będzie tak jak jeszcze kilka miesięcy temu. I pójdziesz tam bez niego – wskazał podbródkiem na Harrego z miną jakby patrzył właśnie na jakiegoś obdartusa. Jego oczy wyrażały zbyt dużo. Widać, że był zazdrosny i to uczucie niemalże wypalało mu powieki. Dlaczego taki był? Dlaczego nie może pogodzić się z faktem, że nigdy nie będę miała go za kogoś więcej niż przyjaciela? Dlaczego z każdą sekundą traciłam do niego jeszcze więcej zaufania? Naprawdę nie chciałam kończyć naszej znajomości, ale przy takim nastawieniu do mojej nowej miłości, Matt nie ma na co liczyć. Nawet na zwykłą znajomość. Czemu to musi być tak cholernie trudne? Chłopak mógłby okazać mi trochę zrozumienia i nie stawiać mnie w sytuacji: On albo Ja, bo nie chcę go bardziej dołować. Chyba, że w moim dawnym przyjacielu obudził się wcześniej niespotykany duch masochisty. Tak bardzo zależy mu na poznaniu prawdy? Mam powiedzieć mu wszystko co myślę? Okej. 

~ . ~


Cześć, z tej strony Mania. :) W końcu udało nam się napisać ten wyczekiwany 12 rozdział (HURRA!!) Mamy nadzieję, że się spodoba, a wszystkie opinie i zażalenia prosimy wypisywać w komentarzach :D
Rok szkolny nadchodzi wielkimi krokami, ale my dzielnie będziemy pisać bloga dalej. Nic nas nie złamie, nawet masa zajęć! Przypuszczam, że uda nam się wystukać te góra 2 rozdziały w miesiącu :)
Mała ciekawostka, a mianowicie rozdział 11 pisałam SAMA, bez Oli, która kazała mi się wam do tego przyznać, bo czuje się niezręcznie czytając te wszystkie pozytywne komentarze, które kierowaliście do niej. Spoko Olu, nie jestem jakaś przefazowana, żeby wtryniać ci się z rozdziałem-niespodzianką, kiedy ty wcześniej poinformowałaś, że bloga będziesz pisać sama, a potem mieć pretensje, że wszyscy chwalą tylko ciebie XD <3

Tak na koniec, jeżeli chętnie czytacie nasze wypociny to zapraszamy również na naszego najnowszego bloga http://our-nemi-story.blogspot.com/p/wstep-bohaterowie.html Jak na razie możecie przywitać się tylko ze wstępem i bohaterami, ale nie martwcie się - pierwszy rozdział już w przygotowaniach :D

Do następnego rozdziału! :*

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Rozdział 11 "To było tak niesamowicie nierealne..."

    - Ekhem.
    Co się stało? Co zrobiłam? Gdzie jestem? Przez chwilę miałam wrażenie, że śnię, ale do realnego świata przywrócił mnie Louis przyglądający się nam z wyczekującą miną.
    - Robicie przeciąg – wymamrotał pakując do buzi garść popcornu. Zacisnęłam nerwowo wargi, przyglądając się Harremu, który przez chwilę miał minę jakby zobaczył ducha, ale później zaczął przedrzeźniać Boo Bear' a robiąc głupie miny.
    - Dobranoc – zaśmiałam się cicho, a w tym samym momencie jego silne ramiona zamknęły mnie w szczelnym uścisku.
    - Dobranoc – wyszeptał całując mnie w czoło.
    Po powrocie do domu pobiegłam jak burza do swojego pokoju, zamykając się w nim na klucz i położyłam się na łóżku wybierając numer do Matta. Na szczęście w porę doszło do mnie co właśnie mam zamiar zrobić i szybko odłożyłam komórkę na biurko.
    - Alex, nie teraz. Myśl o tym, że jesteś najszczęśliwszą dziewczyną na Ziemi! - powiedziałam do siebie wciskając twarz w poduszkę. Moja głupawka miała miejsce dobre pół godziny, a ogólne podekscytowanie nie dawało mi zasnąć. Gdyby nie to, że było po 23, na pewno skakałabym teraz z radości po łóżku, piszcząc przy tym tak głośno, że usłyszeliby mnie dwie przecznice dalej.

    Rano obudził mnie przepyszny zapach sobotnich naleśników Mamy, który u każdego powodował nagły ślinotok. Uwielbiałam nasze rodzinne tradycje. To właśnie one sprawiały, że jesteśmy ze sobą tak blisko i możemy na sobie polegać w każdej sytuacji. Narzuciłam na siebie szlafrok i podreptałam na dół
    - Kochanie, jesteś chora? - pierwsze słowa Mamy po zobaczeniu mnie w kuchni – Jesteś taka blada... i masz sińce pod oczami...
    - Po prostu nie mogłam zasnąć – na mojej twarzy zawitał delikatny uśmiech. Usiadłam do stołu, gdzie czekała na mnie moja porcja śniadania i wzięłam kęs naleśnika do ust.
    - No właśnie... coś późno wróciłaś. Gdzie byłaś? - no i zaczyna się
    - U Harrego i reszty – odparłam jakby nigdy nic
    - Raczyłabyś chociaż odebrać telefon. Martwiłam się o ciebie. To był pierwszy i ostatni raz, dobra? - na jej słowa przytaknęłam posłusznie głową, a swój wzrok skierowałam na Davida.
    - Co się tak gapisz? - słysząc jego słowa uniosłam obydwie brwi ku górze
    - Po to mam oczy? - wystawiłam mu język. W tej samej chwili oberwałam łyżką z dżemem prosto w twarz.
    -Oj, uciekaj jeśli ci życie miłe – powiedziałam wstając energicznie z miejsca i goniąc tę szczerbatą pomyłkę genetyczną
    - Alex! Przestań dusić brata! - usłyszałam krzyk Mamy
    - Ale mu się to podoba, nie słyszysz? - chłopak rechotał jak po gazie rozweselającym. Dopiero po jakiś kilku sekundach zaczął błagać żebym go wypuściła. Nigdy nie trafi mi się drugi tak szurnięty brat.
    Około godziny 13 zadzwonił dzwonek do drzwi. Po otworzeniu ich, przywitał mnie Harry i od razu objął mnie w talii, unosząc delikatnie do góry.
    - Witaj księżniczko – powiedziawszy to, złożył na moich ustach delikatny pocałunek, a mój cały świat w jednej sekundzie wywrócił się do góry nogami. - Mam nadzieję, że nie masz żadnych planów na dziś? Pomyślałem, że wpadnę i porwę cię na shake'a – spojrzał mi głęboko w oczy, a ja pokiwałam oszołomiona głową.
    - To tak czy nie? - uśmiechnął się niepewnie
    - Tak tak, jak najbardziej mam czas, możemy iść. Mamo, wychodzę! - krzyknęłam zakładając buty.
    Będąc w Milkshake City, Harry polecił mi smak toffi, więc taki też wybrałam. Już miałam wyjmować z kieszeni drobne, ale on kazał mi je z powrotem schować i zapłacił za nas dwoje. Cóż za dżentelmen.
    Później spacerowaliśmy ścieżkami w parku. Nie zorientowałam się nawet, że od kilku dobrych minut trzymamy się za ręce. Moje ciało przeszył przyjemny prąd. Ten chłopak z burzą loków na głowie, chyba nawet nie wie jak na mnie działa.
    - Od momentu, kiedy pierwszy raz cię zobaczyłem, wydawałaś się być wyjątkowa. Później to uczucie się nasiliło. Myślałem o tobie 24 godziny na dobę. O twoim zniewalającym uśmiechu, twoich cudownych oczach. Wyróżniasz się, jesteś zupełnie inna od reszty dziewczyn i to mi się w Tobie podoba. Zastanawiałem się nad tym od dłuższego czasu i może... może spróbowalibyśmy zostać dla siebie kimś więcej niż tylko przyjaciółmi? - przystanęliśmy na chwilę, a nasze spojrzenia zetknęły się ze sobą. Jego słowa totalnie mnie zatkały tym bardziej, że równie dobrze ja o nim mogłabym powiedzieć to samo.
    -Nie mam nic przeciwko – na mojej twarzy zawitał delikatny uśmiech. Chłopakowi wyraźnie ulżyło. Uśmiechnął się szeroko, chwycił mój podbródek i nasze usta ponownie dziś złączyły się w pocałunku, jednak bardziej czułym. Teraz oboje byliśmy pewni co do swoich uczuć i nie wstydziliśmy się ich okazywać. To było tak niesamowicie nierealne, piękne i pragnęłam by trwało wiecznie.

* * *

    - Przepraszam, mogę wam na chwilę przeszkodzić? - zza drzwi mojego pokoju wychyliło się przepraszające spojrzenie Mamy. Zeszłam z kolan siedzącemu przy moim laptopie Harremu i usiadłam obok
    - Jasne, co się stało? - uśmiechnęłam się szeroko czując jak Styles kładzie dłoń na moim udzie.
    -Bo dziś wychodzę z Williamem do restauracji i mogłabyś zostać na wieczór z Davidem w domu? Chyba nie masz nic w planach? - zapytała.
    - Nie mogłaś powiadomić mnie wcześniej? Za godzinę przychodzą chłopaki i idziemy na pokaz fajerwerków... Nie możesz zadzwonić po niańkę? Albo panią Jones z domu obok? Mamo... - wyjąkałam. Tak bardzo chciałam zobaczyć ten pokaz...
    -Kochanie wybacz, że tak wyszło. Na pewno jeszcze będzie wiele takich imprez. Nie obchodzi Cię szczęście Matki? Chcesz, żebym do końca życia została sama? - zrobiła minę zbitego psiaka, a ja wywróciłam teatralnie oczami
    - Zachowujesz się jak zakochana nastolatka, która za wszelką cenę chce wyjść z domu... - odparłam rozbawiona
    -Bo tak jest! No, dobra może nie jestem nastolatką, ale to chyba ważne żeby czuć się młodo, prawda? To jak? 10 funtów brzmi przekonująco?
    - Mamo! - pokręciłam z dezaprobatą głową – 50 - odparłam stanowczo, ale w odpowiedzi przywitałam się z kpiącym spojrzeniem rodzicielki
    - 25 i ani więcej.
    - Stoi – przytaknęłam i wzięłam od Mamy należną sumę pieniędzy.
    - Kocham Cię – pocałowała mnie w policzek i wyszła z pokoju.
    Harold stłumił w sobie śmiech.
    - Cicho siedź – dałam mu sójkę w bok – Kryzys wieku średniego to jakaś masakra, szczególnie jak przeżywa go kobieta po rozwodzie – przyznałam
    - Moja mama także jest rozwódką, więc doskonale znam twój ból – zaśmiał się obejmując mnie ramieniem – Czyli z dzisiejszego wypadu nici. Szkoda – oparł brodę na mojej głowie i westchnął cicho – Ale w domu też można robić wiele ciekawych rzeczy...
    W tej samej chwili drzwi mojego pokoju ponownie się otworzyły i naszym oczom ukazał się zadowolony David z dużym pudełkiem w rękach
    - Zagracie ze mną w Monopoly?
    - Spadaj! Przez ciebie mam zrujnowany wieczór! - wrzasnęłam z całej siły celując w niego pluszowym miśkiem. Usłyszałam tylko jak wszystkie dodatki do planszówki rozsypują się po schodach, a sam David rozhisteryzowany pobiegł do swojego pokoju, głośno trzaskając drzwiami
    - ALEXANDRO! - mama? Co ona tu jeszcze robi?
    - Moje życie to jedno wielkie gów... - Harold przerwał mi, składając na moich ustach krótki pocałunek
    - Nawet nie waż się dokańczać tego zdania, bo wyjdę – powiedział poważnym tonem
    - Dobrze, przepraszam – wydukałam wtulając się w jego tors.